Bliskość. Zaufanie. Ale czasem też niezgoda na coś. Zmaganie. Dawanie sobie czasu, żeby do czegoś dojrzeć. Uczenie się tego Drugiego. Ćwiczenie szczerości w mówieniu o swoich emocjach, potrzebach, marzeniach… Tak pachną piękne relacje.

Mam tak samo z Bogiem?

Staję przed Nim tak samo otwarcie z całym swoim gniewem, rozczarowaniem i bezradnością, jak z zachwytem i radością? On i tak wie, co we mnie buzuje, nawet kiedy się uśmiecham i udaję, że wszystko ok. On nie tylko „znosi mnie jakoś w tych moich emocjach”, On po to mi je dał, żeby one – emocje – mogły opowiadać mi ważne rzeczy o mnie samym. Żebym mógł je do Niego przynosić, mówić o nich i razem z Nim szukać, co dalej. Odkrywać, co tam we mnie – człowieku, jest tak naprawdę pod spodem… Jakie zranienia? Jakie tęsknoty? Jakie marzenia?

Bóg ciągle zaprasza do bycia w relacjach. Między Nim a mną. Między nami w drodze, a tymi, którzy już do celu dotarli. Między nami tutaj wzajemnie na ziemi…

Ci z Was, którzy śledzą fanpage Gertrudy na Facebooku wiedzą, że moja relacja z nią bywa burzliwa. Zazwyczaj mnie inspiruje, uwielbiam ją odkrywać, wczytywać się w to, co pisała i co pisali o niej inni, rozmawiać o niej… Powierzać jej różne intencje. Ale przychodzą też momenty, w których jej nie rozumiem, w których jakieś jej zachowanie mnie wkurza, sprawia, że czuję się zagubiona i nie wiem jak sobie to wszystko posklejać.

Czas, w którym po naszej marcowej kłótni dałam sobie w końcu przestrzeń na to, żeby szczerze się przyjrzeć, co tu się właściwie wydarzyło, jakie konkretnie emocje wywołał we mnie kawałek jej biografii i co tam jest we mnie pod spodem, był mega rozwojowy. Choć fanpage na miesiąc zamarł. Ale relacje to chyba taka przestrzeń, gdzie grafik postów nie może być najważniejszy 😉

Gertruda ewidentnie zaprasza do relacji. Choć nie zawsze jest lekko. Ale jest zdecydowanie ciekawą towarzyszką drogi. Jej entuzjazm zaraża, siostrzana miłość pociąga, a kreatywność – inspiruje.

Biorę garściami z sieci relacji, w które zanurza mnie Kościół?

Modlitwa: Boże, mój dobry TATO, Ty sam wiesz, dokąd chcesz mnie poprowadzić w te dni. Pomóż mi zostawić z boku swoje oczekiwania i wsłuchać się w Ciebie. Otwieraj mnie na Twoją obecność. Nie wiem jeszcze, jak będziesz dzisiaj działał. Przyjdziesz z mocą czy delikatnie i prawie niezauważalnie? Zdaję się w tym na Ciebie. Prowadź tak, jak chcesz. Przynoszę do Ciebie wszystkie poruszenia, myśli, emocje które się we mnie budzą… Chcę się im z Tobą przyglądać, o nich Ci opowiadać, nasłuchiwać, dokąd mnie w nich prowadzisz… Daj mi odwagę, żeby Ci zaufać. Ty patrzysz teraz na mnie z czułością. Uwielbiam Cię! Za wstawiennictwem sługi Bożej Gertrudy von Bullion poprowadź mnie w sam środek Twojej MIŁOŚCI!

Amen.

Poprzedni wpis
Następny wpis

Podobne wpisy

keyboard_arrow_up