Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,
Pozdrawiam Was z Syjonu – z naszego sanktuarium Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej. Odnawiamy dziś nasze Przymierze Miłości – a więc odnawiamy naszą relację z Bogiem – przez Maryję.
Tym razem Dzień Przymierza wypada w przeddzień Uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej. Już jutro Boże Ciało. A to okazja do publicznego przyznania się do Chrystusa i Kościoła. Jak to czasem mówimy – manifestacja naszej wiary.
Ale czy jest co manifestować? Czy mamy wiarę? Jaka jest ta nasza wiara?
U początków Szensztatu – wiara, że to Maryja działa w sanktuarium i nas właśnie w sanktuarium wychowuje – stanowiła podstawowe założenie i kryterium.
Jak to jest ze mną dzisiaj? Z moją wiarą?
Czy nie jest ona może – co prawda pięknie opakowanym, ale jednak pustym pudłem? Pudłem przyzwyczajeń, formalizmów i formułek…
Warto sobie zadać to pytanie, zanim jutro wyjdziemy uroczyście na ulice – w procesji Bożego Ciała.
„Boże, Ty w Najświętszym Sakramencie zostawiłeś nam pamiątkę swej męki, śmierci i zmartwychwstania; daj nam taką czcią otaczać święte tajemnice Ciała i Krwi Twojej, abyśmy nieustannie doznawali owoców Twego odkupienia.”
Eucharystia to pamiątka Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. W każdej Eucharystii, w każdej Mszy świętej spotykamy Zmartwychwstałego. Wiemy, że biblijne relacje tych spotkań są różne, czasem nawet sprzeczne… To wskazuje na osobisty wymiar rozpoznawania Boga! W Eucharystii Jezus jest nam tak samo dostępny jak uczniom, którym się pokazywał. Z tą jedną różnicą, że my nie mamy doświadczenia Jezusa historycznego, Jezusa sprzed zmartwychwstania, z którym oni żyli i chodzili przez trzy lata Jego publicznej działalności. To niesamowite! I może szokować – ale istotą jest fakt, że Boga rozpoznajemy w wierze!
Eucharystia bez wiary byłaby dziwacznym rytuałem. Ktoś, kto zupełnie nie zna naszej tradycji chrześcijańskiej, spotyka się z nią pierwszy raz, pomyślałby, że to naprawdę kuriozalny i osobliwy obrzęd, właściwie niemal kanibalistyczny… Mistrz każe siebie zjadać swoim uczniom?
Bez wiary Eucharystia nie ma sensu. Bez wiary nie mamy do niej dostępu. Bez wiary sakramenty są tylko pustymi słowami i gestami. Dlatego właśnie pytanie o naszą wiarę jest wciąż tak kluczowe.
Bo nasza pobożność, nasze zwyczaje, nasze pacierze – bez wiary – to tylko miły folklor.
Aby zrozumieć tę jutrzejszą uroczystość trzeba się cofnąć o ponad 800 lat. W XII wieku wzrasta w ludziach nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu. Nie tyle chodziło o nabożność i godność sprawowania Mszy świętej, co o pozostającą w konsekrowanym chlebie realną obecność Boga. Budzi się wówczas lęk przed przyjmowaniem Komunii. Ogromne poczucie niegodności – zanika wtedy właśnie przyjmowania Komunii świętej na ręce, a także odchodzi się od częstej komunii świętej. Do tego stopnia, że Kościół zobowiązuje (w formie przykazania) do przyjmowania Komunii przynajmniej raz w roku. No i tak jest do dziś!
Przepis ten wziął się właśnie z nadmiernego lęku i poczucia niegodności. Ludzie nie chcieli przystępować do Komunii nie z powodu braku wiary i zaniku pobożności, ale ze strachu o własną grzeszność i niegodność. Wystarczać miało samo „patrzenie”. Rozwija się wtedy ogromne pragnienie, by „widzieć” Jezusa – stąd pojawia się w liturgii uniesienie i ukazanie świętych postaci – hostii i kielicha po przeistoczeniu.
Ważną postacią w tej historii jest przeorysza z zakonu Augustianek, św. Julianna, która zaczęła doświadczać widzeń świetlistej tarczy i padającego na nią cienia. Natchniona interpretacja kazała jej w tym cieniu widzieć brakujące święto ku czci Eucharystii. Z tych jej wizji, przekazanych najpierw tylko spowiednikowi, potem biskupowi, rodzi się nowe święto, które w 1264 roku jest już świętem w całym kościele. Pierwsza udokumentowana procesja Bożego Ciała miała miejsce w Kolonii, w Niemczech ok. 10 lat później.
Bogate i kunsztowne procesje, szczególnie w baroku – wystawnie i wybujale rozbudowane miały być manifestem wiary, spektaklem potęgi Kościoła. Szczególnie w czasach reformacji były walecznym transparentem przeciw protestantom. Znane są (dziś) żartobliwe sytuacje, że protestanci tego dnia rozwozili gnój na polach – a katolicy nie pozostawali dłużni – robiąc podobnie w Wielki Piątek, najbardziej świąteczny dzień u protestantów.
Dziś rozumiemy, że taka negatywna motywacja w wierze i religijności była niszczącym błędem. Niestety i dzisiaj popełnianym.
Nigdy nie możemy być religijni z lęku, zemsty albo wrogości. Nie wolno nam karmić się złem. Szukać wrogów. Wierzyć ze strachu. To diabeł sieje strach – we wszystkim widzi wroga. Chce, żebyśmy się bali. Żebyśmy w drugim człowieku widzieli wroga i zagrożenie.
A Bóg przynosi pokój! Daje poczucie bezpieczeństwa nawet wśród największych burz. Tuli nas i ucisza. Daje serce spokojne. W drugim człowieku każe widzieć brata, nawet gdy ten na to miano nie zasługuje.
W ten Dzień Przymierza chcemy odnowić naszą wiarę – niech Maryja – mistrzyni życia duchowego – poprowadzi nas do głębokiej świadomości naszej wiary w Boga i niech ta wiara ma wpływ na to, jak żyjemy!
Na koniec zostawiam wam małe pytanie w formie zadania:
Co zrobię dziś dla mojej wiary?
Jaki mały krok może mi pomóc, by odświeżyć moją relację z Bogiem?
Dziękuję Wam za Wasze życie w Przymierzu Miłości – za poświęcenie dla Szensztatu i dla Kościoła.
Błogosławionego Dnia Przymierza a potem dobrego długiego Weekendu – niech to będzie czas oddechu Bożym duchem!
o. Przemysław Skąpski