W naszym codziennym życiu powinniśmy przede wszystkim pamiętać o Bogu,
w naszych radościach i cierpieniach. Bóg nie jest żadnym tyranem, lecz kochającym Ojcem, który kocha nas jak źrenicę swojego oka. Kocha nas jakbyśmy byli Jego jedynym dzieckiem, tak, jakby na świecie nie istniał nikt więcej. Bóg troszczy się o nas sam osobiście.
Pamiętajmy zawsze o tym, że wszystko, co nas spotyka jest częścią Bożego planu wobec nas, że ma to swój sens nawet wówczas, jeżeli jakieś wydarzenie w danym momencie jest dla nas czymś przykrym. Musimy pamiętać w każdej sytuacji, że Bóg jest kochającym Ojcem i wyrażać naszą gotowość w słowach „tak Ojcze” bez względu na to, czy ofiarowuje nam krzyż, czy radość. Całe nasze zaufanie powinniśmy złożyć w Bożej Opatrzności.
Powinniśmy postępować jak dziecko, dla którego ojciec jest lekarzem. Mam na to przykład. Pewne dziecko było bardzo chore i ojciec powiedział mu, że musi być natychmiast poddane operacji i to bez środków uśmierzających. Dziecko bardzo zatrwożyło się, ale wiedziało, że ojciec pragnie tylko tego, co dla niego dobre i że chce ratować jego życie. Dziecko bało się bólu, ale poddało się woli ojca, gdyż wiedziało, że ojciec kocha je bezgranicznie i uczyni wszystko, co w jego mocy, by je uratować.[1]
Również Zbawiciel żalił się na Górze Oliwnej, gdy uświadomił sobie cierpienie, jakie Go czeka. Pomimo tego modlił się: „Ojcze nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”.[2]
Być może musimy także dźwigać jakiś ciężki krzyż. Musimy Ojcu Niebieskiemu zupełnie spokojnie powiedzieć, jak ciężki jest ten krzyż i prosić Go o pomoc. Musimy jednak za każdym razem dodać: „Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”.
Chcemy całą naszą ufność złożyć w ręce Bożej Opatrzności. Dobry Bóg zsyła na nas tylko tyle, ile możemy udźwignąć. Gdyby ciężar okazał się zbyt wielki, to wówczas, by tak rzec, niesie tan krzyż na własnych ramionach, pomagając nam w ten sposób.
Opowiem Wam pewną historię o burzy na morzu. Fale morskie miotały statkiem, jak łupiną. Zarówno pasażerowie statku, jak i jego obsługa bali się o swoje życie. W pewnym momencie ktoś zauważył dziecko, które zupełnie spokojnie bawiło się. Pytano więc, czy nie boi się wcale, czy też nie zdaje sobie sprawy z grożącego niebezpieczeństwa. Dziecko odpowiedziało, że nie boi się, gdyż za sterem stoi jego ojciec. On wie, co robi.[3]
Musimy uczyć się kochać Boga. On jest kochającym Ojcem. Nie powinniśmy myśleć, że On znajduje się tam gdzieś w górze, w chmurach, jako jakaś niewyraźna idea, lub, jak powiadają niektórzy: wiemy, że jakiś Bóg istnieje, ale nie możemy Go zobaczyć.
My natomiast, wszystko chcemy omawiać z Bogiem i Jego Matką. Matka Boża zna plan przewidziany dla nas. Ona jest z jednej strony Służebnicą Pańską, ale jednocześnie jest Jego Pomocnicą. Powinniśmy prowadzić dialog zarówno ze Zbawicielem, jak i z Matką Bożą. Wiemy bowiem, iż Ojciec Niebieski pragnie, byśmy ofiarowali Mu swoje zaufanie do Niego przez Maryję.
Musimy uczyć się dostrzegać we wszystkim Boga. Także wtedy, gdy nie rozumiemy wszystkiego do końca, ale wiemy, że nie dzieje się nic bez Jego wiedzy.
Przytoczę w tym miejscu jeszcze jedną historię. Wyobraźcie sobie, że mamy zimę. Na zewnątrz ktoś modli się na różańcu i z radością rozmyśla nad tym, jak dobry jest Bóg. W pewnym momencie w tył jego głowy trafia śnieżna kula. Odwraca się oburzony i chce zobaczyć, kto pozwolił sobie na taką śmiałość. Nagle okazuje się, że tym śmiałkiem jest jego najlepszy przyjaciel, który właśnie staje przed nim z roześmianą twarzą. I co teraz czyni? Zamiast wybuchnąć, śmieje się także. Jeżeli uderzenie kuli sprawiło ból, to i tak chętnie wybacza przyjacielowi, gdyż z pewnością nie miał złego zamiaru. Ten przykład możemy śmiało odnieść do Boga. Wszystko pochodzi z ręki Boga nawet, jeżeli sprawia ból.
Musimy być silnymi osobowościami, a nie ludźmi masy. W każdym wydarzeniu powinniśmy dostrzegać Pana Boga, gdyż wiemy, że nic nie dzieje się na tym świecie bez Jego woli. On widzi wszystko. Dopuszcza to, czy tamto tylko po to, byśmy przez to trafili do nieba.
Bóg jest Bogiem osobowym. Nie jest Bogiem, który siedzi sobie „w cieplutkim niebie” i patrzy na ludzi z góry. Nie patrzy też obojętnie na zbrodnie, jakie dokonują się na ziemi, na wojny między narodami, na straszne cierpienia ludzi. To wszystko nie jest dla Niego obojętne.
Zwolennicy deizmu głoszą właśnie takiego bezosobowego Boga. Mówią, że w niebie przebywa jakiś Bóg, który jednak nie interesuje się ludźmi na tym świecie. To ludzie sami są przyczyną swojego cierpienia i trosk, i sami muszą rozwiązać te problemy. Bóg w niebie ma dość swoich spraw. Ziemia należy do ludzi.
My wiemy, że istnieje Bóg Trójjedyny, który zasiada na niebieskim tronie, i który troszczy się osobiście o każdego z nas. Wiemy także, iż bez Jego wiedzy nic się nie dzieje. To On jest twórcą planu wobec świata. Ma również pewien plan wobec każdego z nas.
Niejednokrotnie nie rozumiemy dlaczego Bóg coś dopuścił. Jest jednak wszechwiedzący i wie dlaczego tak się stało. On trzyma w swoich rękach wodze historii świata i naszej historii, którymi kieruje.
(…) Przypatrzcie się kiedyś kogutowi w jaki sposób pije wodę. Zanurza najpierw dziób, a następnie podnosi wysoko, by woda mogła spłynąć mu przez gardło; delektuje się każdą kroplą. Tak powinniśmy przeżywać dobra pochodzące od Boga, jednocześnie wznosząc wzrok ku niebu i dziękując za wszystkie Jego dobrodziejstwa.
Nie możemy przejść przez życie jak krowa, która zawsze pochyla na dół łeb w poszukiwaniu trawy i nigdy nie patrzy do góry. Gdybyśmy tak postępowali nie zobaczylibyśmy krzyża, który zwieńcza każdą kościelną wieżę. Nie zobaczylibyśmy również Boga, który czuwa nad wszystkim. Nic nie ujdzie Jego uwadze.
(…) Siostra Emilia[4]zaprosiła nas do podróży do nieba w przedziale „providentia” (tzn. Opatrzność Boża) pociągu pośpiesznego, któremu na imię Dziecięctwo i w którym obowiązuje następujące hasło: „Ita Pater, ita Mater”. Skorzystajmy z tego zaproszenia, a z pewnością staniemy się prawdziwymi dziećmi Boga i nasza świętość będzie zabezpieczona. Naszym celem jest, by jedna dłoń spoczęła w dłoni Ojca, druga zaś w dłoni Matki Bożej.
Ważnym jest również, byśmy uczyli się, jak należy prowadzić rozmyślanie. Powinniśmy rozmawiać z Bogiem jak najbardziej spontanicznie. Możemy to robić o każdej porze dnia: przy pracy, w domu, czy w biurze, w drodze z pracy, wieczorem razem z rodziną. Chcemy we wszystkim dostrzegać Boga i nieustannie dziękować za wszystko, co posiadamy. Nie możemy również zapomnieć dziękować Bogu i naszej Matce Trzykroć Przedziwnej i Królowej za to, że powołała nas do Szensztatu. Dziękujemy za wszelkie błogosławieństwo, a także za krzyż i cierpienie. (…) Nie możemy zapomnieć o tym, że za wszystkim i we wszystkim jest Bóg. On dopuszcza wszelkie cierpienie w celu naszego uświęcenia. (o. J. K. 22. stycznia 1956)
(…) Święty Augustyn mówi: „Jeżeli chcecie zachować jasność umysłu, to musicie kochać, gdyż miłość przygotowuje podłoże dla mądrości. Ona jest narzędziem wiary”.
Tak więc chcemy nie tylko słuchać, ale to, co usłyszymy, spróbować wcielić w życie. Dlatego musimy powziąć postanowienie. Na czym ono ma polegać? Chcielibyśmy mieć miejsce w przedziale Opatrzności pociągu pośpiesznego, który nosi nazwę „Dziecięctwo”. Obowiązuje w nim zawołanie: „Ita Pater, ita Mater”. A jeżeli ktoś zapyta, jak można zdobyć bilet na ten pociąg, skoro ma za mało pieniędzy? Odpowiemy mu, że do tego wystarczą ofiary i dobre dzieła naszej woli.
Musimy pamiętać, że ten pośpieszny pociąg jest pociągiem wiozącym nas do nieba. Siostra Emilia zauważyła, że pasażerami tego pociągu są tylko dzieci. Co rozumiemy przez pojęcie dziecięctwo? Pestalozzi pisze w ten sposób w jednej ze swoich książek: „Największe nieszczęście dzisiejszych czasów polega na tym, że utracono sens dziecięctwa”. Dlatego też musimy przywrócić taką postawę oraz poznać i uznać Boga za Ojca.
W tym pośpiesznym pociągu, któremu na imię „Dziecięctwo”, wszyscy muszą mówić jednym głosem „Ita Pater”. Nawet, gdybyśmy mieli 900 lat musielibyśmy traktować Boga jako Ojca i zachować wobec Niego dziecięcą postawę. Bóg jest Ojcem zarówno dla młodych, jak i dla starszych ludzi.
Pewien indyjski mędrzec podróżował po Europie. Chciał zobaczyć, jak żyją tam ludzie. Gdy powrócił do swojej ojczyzny, powiedział, że nie spodziewał się czegoś podobnego, co tam zobaczył. Okazało się, że tamtejsi ludzie w niedzielę są chrześcijanami, a w pozostałe dni tygodnia poganami. W niedzielę są bardzo pobożni, a w dni powszednie trudno było uwierzyć, że są to ci sami ludzie, bowiem w postępowaniu okazywali się poganami. Jest to wielki problem współczesności. Powinniśmy dążyć do świętości w życiu codziennym, a nie tylko do świętości w niedzielę. Ale w jaki sposób mogę stać się świętym? Jak może przeżywać mnie, jako takiego, mój współmałżonek i moje dzieci?
Bóg pragnie w swojej mądrości, byśmy jako dorośli zdobyli świętość dziecka.
(…) Warto wspomnieć w tym miejscu indyjskiego mędrca Tagore[5], który powiedział, że „Bóg chce, byśmy odzyskali w świętej mądrości sens dziecięctwa”.
Przypomnijcie sobie, co powiedzieliśmy sobie poprzednim razem na temat postępowania dziecka Bożej Opatrzności? Otóż to dziecko protestuje i jest wyznawcą.
Przede wszystkim protestuje przeciwko fatalizmowi, przeciwko deizmowi i wreszcie przeciwko determinizmowi.
Fatalista twierdzi, że wszystko, co dzieje się na świecie jest dziełem przypadku. Deista natomiast jest zdania, iż wprawdzie Bóg stworzył świat i ustanowił prawa nim rządzące, ale dalej światem się nie interesuje. Wielu ludzi, w tym również katolicy żyją zgodnie z nauczaniem tego nurtu.
Wolnomularze mówią: zostawcie Pana Boga w niebie w spokoju! Oni wierzą jedynie we wzajemną pomoc i braterstwo.
Komuniści zaprzeczają istnieniu Boga. Wszystko powstało samo z siebie. Boga koniecznie trzeba odsunąć. Religia jest opium dla ludu i jedynie zatruwa ludzki rozum.
Nie wolno nam dać się omamić.
Wielu katolików żyje i postępuje dzisiaj, jak gdyby osobowy Bóg wcale nie istniał. Gdy komunizm zawita do Was, wówczas nie będziecie zdolni mu się oprzeć. Musimy stanowczo przeciwstawić się fatalizmowi, następnie deizmowi i wreszcie determinizmowi.
My natomiast wyznajemy teizm. Wierzymy, że istnieje Bóg i to Bóg osobowy. On jest Stworzycielem nieba i ziemi, który ma od początku pewien plan i miejsce zarówno dla wszystkich, jak i dla każdego z osobna. Jest to plan dla całego wszechświata. Bóg posiada w swojej mądrości i wszechmocy plan w stosunku do najmniejszego dziecka w kołysce.
Wróćmy jednak do obrazu pociągu. Najpierw mówiliśmy o „pociągu”, a pojęcie „ekspres” pojawi się nieco później. Najpierw musimy zastanowić się, czego potrzeba do tego, by znaleźć się w pociągu „Dziecięctwa”, w przedziale Bożej Opatrzności.
(…) Pewnego dnia Zbawiciel poczuł się zmęczony. Przywołał do siebie Apostołów, zupełnie tak samo, jak my dzisiaj spotkaliśmy się w tym pokoju, i zapytał ich, o czym rozmawiali po drodze. Odparli, iż dyskutowali o tym, że On jest Mesjaszem, że z politycznego punktu widzenia powinien być potężny i wkrótce powinni pierzchnąć wszyscy Jego przeciwnicy.
W takiej sytuacji otrzymaliby dobre miejsca w Jego Królestwie, gdyby doszedł do władzy. Kto wie, czy któryś z nich nie otrzymałby nawet posadę ministerialną. Sprzeczali się więc, kto z nich powinien otrzymać najwyższe miejsce. Co odpowiedział na to Zbawiciel? „Jeżeli nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego”.[6]Ich pytanie, który z nich zajmie pierwsze miejsce przy Jego boku pozostawił bez odpowiedzi.
Odpowiedź Pana była dla nich niezrozumiała (…): stańcie się jak to dziecko. Czy zrozumielibyśmy czego oczekuje od nas Chrystus?
Musimy się jeszcze wiele nauczyć, gdyż znajdujemy się ciągle na początku drogi. Z nami jest podobnie, jak z Apostołami. Potrzebujemy przewodnika, byśmy mogli któregoś dnia otrzymać miejsce w pośpiesznym pociągu dziecięctwa. Chcemy też przyswoić sobie i postępować według właściwości, jakie posiada dziecko w odniesieniu do Opatrzności w możliwie najwyższym stopniu.
Przede wszystkim musimy uczyć się, w jaki sposób możemy otrzymać bilet na ten pociąg; a po drugie postępować jak najdoskonalsze dziecko Bożej Opatrzności.
Właściwie ile kosztuje bilet na ten pociąg jadący do nieba? Kosztuje tyle, ile nasze oddanie i nasze przymierze miłości.
Musimy uczyć się wszystko widzieć w Bożym świetle. Niektóre rzeczy wydają się małe i niewiele znaczące, a jednak w perspektywie wieczności posiadają ogromną wartość. Jeżeli ten mały czyn jest dobry i dokonał się z miłości do Boga, wówczas staje się czymś wielkim.
W Starym Testamencie możemy przeczytać historię o Samsonie[7], który posiadał ogromną siłę fizyczną tak, iż mógł przewracać wielkie kolumny podtrzymujące budowle niszcząc je przy tym. Odnosił zwycięstwo w walce ze swoimi przeciwnikami pokonując niejednokrotnie kilku na raz. Skąd pochodziła jego wielka moc? To Bóg ofiarował mu szczególny dar. Jeżeli nie obetnie swoich włosów, to zachowa tę siłę na zawsze. Inaczej mówiąc jego siła znajdowała się we włosach. Samson miał jednak złośliwą żonę. Zdradziła tę tajemnicę jego wrogom. Ukradli więc plan i śpiącemu Samsonowi obcięli włosy. To odebrało mu jego wielką siłę.
Inny przykład. W Syrii żył pewien bogaty człowiek[8]chory na trąd. Jedna z jego służących powiedziała, że zna pewnego proroka, czyniącego wielkie cuda. Być może, gdyby go odnalazł, mógłby nawet wyzdrowieć. Wybrał się więc w podróż, biorąc liczne dary i wiele swoich sług. Któregoś dnia dotarł do namiotu proroka, który znał historię tego bogatego człowieka oraz to, że jest w drodze do niego. Nie wyszedł jednak do niego, by z nim porozmawiać. Przekazał tylko przez jednego ze swoich sług, by bogacz udał się nad Jordan i tam się wykąpał. Gdy ten to usłyszał bardzo się rozgniewał i nie chciał pójść nad rzekę. Powiedział, że w swoim kraju posiada o wiele lepsze rzeki, w których mógłby się wykąpać. Tymczasem jego słudzy błagali, by jednak uczynił to, co polecił mu prorok. Ostatecznie zgodził się i wykąpał w Jordanie. W tym samym momencie został uwolniony od trądu.
Ponownie powtórzę, iż małe, zupełnie niepozorne rzeczy mogą okazać się wielkimi w Królestwie Bożym.
Tak więc, biletem na pośpieszny pociąg „Dziecięctwa” jest nasze przymierze miłości, które pragniemy zawrzeć 2-go lutego. Matka Trzykroć Przedziwna i Królowa z Szensztatu zatroszczy się, byśmy stali się i pozostali na zawsze dziećmi Bożej Opatrzności.
Zapytajmy się jeszcze raz, jak wygląda dziecko Bożej Opatrzności? Ogólna odpowiedź brzmi, iż jest to prawdziwe dziecko, które mówi „tak Ojcze” w stosunku do wszystkiego, czego od niego się wymaga, nawet wówczas, gdyby były to rzeczy bardzo niepozorne.
Możemy więc wyróżnić:
Po pierwsze, Boga, jaki objawia się nam w Piśmie Świętym;
Po drugie, Boga ołtarzy, czyli Chrystusa w Najświętszym Sakramencie;
Po trzecie, Trójjedynego Boga w naszych sercach;
I po czwarte, Boga, którego spotykamy w wydarzeniach codzienności.
Chcemy być prawdziwymi dziećmi na ile to tylko możliwe. Dlatego konieczne jest, byśmy coraz więcej poznawali Boga takiego, jakim objawia się nam w Piśmie Świętym. Musimy także uczyć się rozmawiać z Bogiem przebywającym w tabernakulum. Wtedy sami z siebie będziemy przynosić Bogu ofiary naszej miłości i ofiarujemy Mu wszystko, co posiadamy.
I wreszcie Boga musimy dostrzegać w każdym, kogo spotykamy. We wszystkim, nawet w burzach, w trudnościach i radościach życia musimy rozpoznawać rękę Boga.
Gdy będziemy tak postępować, wówczas będziemy zdolni rozpoznać cuda świata stworzonego przez Boga. Ojciec pragnie bowiem, byśmy rozpoznali wielkie dzieła w Jego stworzeniu, dziękując i wielbiąc Go za to.
Powtórzę jeszcze raz. Musimy najpierw wiedzieć i rozumieć, co to znaczy być dzieckiem Boga. Nie znamy jeszcze najgłębszego sensu tego pojęcia.
(…) Posłuchamy teraz słów Św. Jana, który staje przed nami jako nauczyciel, pragnący coś przekazać swoim uczniom. Nie cofa się nawet przed uderzeniem pięścią w stół, by zwrócić dzieciom uwagę na to, co chce do nich powiedzieć. Posłuchaj, posłuchaj – nawołuje – co chcę powiedzieć! Posłuchajcie słów Pisma Świętego! W duszy słyszymy mówiącego Św. Jana: „Posłuchajcie dzieci, oto nadchodzi! Jest to wspaniała wieść, którą już słyszeliśmy! Teraz zobaczycie, jaka to wieść, którą przekazuje nam Ojciec niebieski. Zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy”.[9]Bóg Trójjedyny żyje we mnie, działa we mnie, stwarza życie Boże we mnie. Gdybyśmy więcej wiedzieli o tym Bożym życiu, o ileż większy byłby nasz wzajemny szacunek i wzajemna miłość.
Rozróżniamy trzy rodzaje ojcostwa:
Po pierwsze, (ogólne) ojcostwo Boże. Bóg jest Ojcem całego stworzenia.
Po drugie, istnieje ojcostwo poprzez zrodzenie. Czy jesteśmy w ten sposób dziećmi Boga? Nie, gdyż bylibyśmy Bogiem tak, jak Zbawiciel jest Synem Boga.
Po trzecie, istnieje ojcostwo przez adopcję. Co daje mi Ojciec niebieski, czego nie może dać ojciec adoptowanemu dziecku? Taki ojciec może dać dziecku swoje nazwisko, swoje pieniądze, swój cały majątek.
Jednak na chrzcie świętym otrzymujemy o wiele więcej od Ojca niebieskiego. Bóg mieszka w nas. Nieustannie, na nowo stwarza Boże życie w nas. Musimy to dogłębnie przestudiować.
Jeżeli 2-go lutego i w święto Matki Bożej Gromnicznej zawrzemy przymierze miłości, to będziemy prosić Matkę Bożą Trzykroć Przedziwną i Królową z Szensztatu o bilet na pośpieszny pociąg do nieba. Powiemy: prosimy, kochana Matko Boża, pozwól nam choć przez moment odkryć w tym wielkim świecie Twoje piękno i napełnij nas tą świętą miłością!
Z całą pewnością nasza wzajemna miłość będzie się rozwijać. Będziemy kochali nasze dzieci tak, jak chciałby tego Bóg, a więc miłością nadprzyrodzoną i miłością naturalną.
(…) Kim są wychowawcy? Są to kochający ludzie, którzy nigdy nie rezygnują ze swojej miłości. ( o. J. K. 29. stycznia 1956)
Zapytajmy się jeszcze raz: w jaki sposób możemy zapanować nad obecną sytuacją?
Pierwszy krzyż naszych współczesnych czasów jest krzyżem umasowienia. Niejednokrotnie nie będziemy mieli innej możliwości, jak poddać się temu nurtowi, ale zawsze powinniśmy rozumieć taką sytuację jako krzyż. Trzeba dostrzegać, co jest nie w porządku i zło rozpoznawać takim, jakim jest.
Tragedią jest, że ludzie najczęściej przyjmują wszystko bez zastrzeżeń; są bezkrytyczni i nie starają się przezwyciężyć zło. Czy powinniśmy iść za tą masą? Nie!
Jest konieczne, by rozumieć to jako krzyż. Cierpiąc musimy pytać się, jak można tą złą sytuację przezwyciężyć.
Do tego potrzebujemy, po pierwsze, heroicznej wiary, i po drugie wiernej współpracy. Musimy być dzielni, dostrzegać krzyż i nieść go, a ponadto musimy ćwiczyć się w heroicznym zawierzeniu.
Co to znaczy heroicznie wierzyć i ufać? Wiemy, że pomimo panoszenia się komunizmu to Bóg-Ojciec trzyma wodze w swoim ręku. Wierzymy w Opatrzność Bożą. Wszystko, co dzieje się w moim życiu i w mojej rodzinie odpowiada planowi Pana Boga. I co Bóg zaplanował, realizuje się.
Zadamy teraz następujące pytanie: Czy rzeczywiście jesteśmy przekonani o tym, że Bóg jest naszym Ojcem? Jeżeli teraz odpowiecie twierdząco, to odpowiem, że nie wierzę w to. Dlaczego? Otóż dlatego, że ludzie przyzwyczaili się do (rodzaju nijakiego), iż nie czują się już jako osoby, które mogą być przez kogoś kochane.
Posłużę się przykładem. Oto dowiadujecie się, że spotka was nieszczęście, stracicie pracę, umrze Wasza żona albo Wasze dziecko; spotka Was rzeczywiście olbrzymie nieszczęście. Co uczynilibyście, gdybyście byli umiłowanym dzieckiem, które ma swoje miejsce w pociągu Bożej Opatrzności? Czy zareagowalibyście mówiąc: Nie, nie! Mnie to nie może spotkać! Zawsze postępowałem dobrze. Dlaczego mnie ma się to przydarzyć, a nie sąsiadowi, który jest taki zły? Nie, tak nie wolno Wam reagować! Dziecko Bożej Opatrzności powinno zareagować tak: Ojcze, jeżeli mnie wybrałeś, bym dźwigał ten krzyż, to musisz mnie bardzo kochać. Czy tak odpowiemy?
(…) To, w co my wierzymy jest bardzo istotne, a mianowicie, że Boża Opatrzność, że Bóg chce mi okazać swoją wolę poprzez różne wydarzenia. Nie potrzebuję do tego żadnych objawień. Wiem, że Bóg o mnie się troszczy. Bez Jego wiedzy nie spadnie mi żaden włos z głowy. A gdy jestem chory, to o ileż więcej znaczę w oczach Boga, niż jeden włos na mojej głowie! Wiem to z Pisma Świętego, że Bóg trzyma w swoich rękach wodze historii świata. Cóż mam więc czynić? To samo, co siostra Emilia. Stale powtarzała: „Ita Pater; tak, Ojcze; tak, Matko” w odniesieniu do wszystkiego co względem niej przewidywał plan Pana Boga (…). (o. J. K. marzec 1956)
Opr. S. M. Virginia Zawadzka
[1]Parafraza słów św. Franciszka Salezego.
[4]S.M. Emilie Engel, Szensztacka Siostra Marii, żyła w latach 1893-1955.
[5]Rabindranath Tagore (1861-1941), hinduski poeta i filozof.