W Dniu Przymierza:
Pozdrawiam Was w kolejnym odcinku wakacyjnym.
Jest już 18-ty sierpnia – wakacje się pomału kończą. Kończy się też rok duszpasterski. Z tej okazji chciałbym przypomnieć kilka myśli w kontekście naszego motta duchowej pracy na obecny rok. W Kościele jest rok jubileuszowy. Mamy być pielgrzymi nadziei.
O nadziei w piękny sposób mówił w Bydgoszczy przy okazji odpustu Arcybiskup Adrian Galbas, nasz protektor: Nadzieja w pierwszym rzędzie dotyczy teraźniejszości. Nadzieja, to nie naiwne myślenie, że kiedyś będzie lepiej, albo nawet, że jakoś to będzie. Jak mówił Jarosław Haszek z typowym dla siebie ciętym humorem: zawsze jakoś będzie, bo jeszcze nie było tak, żeby jakoś nie było. Gdybyśmy tak myśleli o nadziei, wtedy rzeczywiście byłaby ona matką głupich, jak często obraźliwie się o niej mówi. Ale ona jest matką mądrych, matką ludzi wytrwałych, siostrą wiary i miłości. Wiara to katedra. Miłość to szpital, ale obie bez nadziei byłyby tylko cmentarzem.
I dalej Arcybiskup podał swoją definicję nadziei: Nadzieja to jest pewność, że droga, którą mi proponuje Ewangelia jest prawdziwa, że nie wywiedzie mnie ona w pole, choć tak często jest to droga trudna i tak rzadko widzę na niej naprawdę dużo.
Nadzieja, którą niesiemy to nadzieja Ewangelii – a więc wiara i zaufanie w Boże prowadzenie i w Jezusowe zbawienie. Nadzieja, nie jako jakiś niepoprawny optymizm, ale jako budzące się w sercu zaufanie – że Pan Bóg nas poprowadzi, mimo wielu wyzwań i trudności. Bo nadzieja to zaufanie Bogu, że ma dla nas jeszcze plan… Na Konferencji Delegatów we wrześniu zeszłego roku odkryliśmy motto pracy duszpasterskiej: ZAKORZENIENI W PRZYMIERZU MIŁOŚCI NIESIEMY NADZIEJĘ.
Jesteśmy zakorzenieni w Przymierzu Miłości, a więc w żywej i obustronnej relacji z Bogiem. Pielęgnujemy tę relację radykalnie – to słowo pochodzi z łaciny – radix oznacza korzeń. Warto sobie uprzytomnić: Przymierze Miłości to nie jakiś wzniosły i jednorazowy AKT POBOŻNOŚCI, ale to relacja. A relacja wymaga wzajemnej pracy. Upodabniania się do siebie. Relacje wymagają od nas poświęcenia, uwagi i pielęgnacji. Nieraz ci, którzy szykują się do zawarcia Przymierza Miłości mówią, że nie czują się do tego gotowi – na to nigdy nie jesteśmy do końca gotowi – bo to relacja – a w relację się wchodzi – trochę jak w nieznaną przygodę… To skok zaufania, że Bóg nas poprowadzi…
Jesteśmy zakorzenieni
Korzeń to organ, który dostarcza roślinom wodę i sole mineralne, przytwierdza roślinę do podłoża a w przypadku roślin wieloletnich może pełnić rolę organu spichrzowego – a więc magazynuje substancje zapasowe. To wszystko korzeń czerpie z gleby a glebą jest dla nas cały duchowy system szensztacki, nasza duchowość – osadzona w nauce i tradycji Kościoła. Czy znamy naszą duchowość? Czy czerpiemy z niej w pełni?
Co jest tą naszą wodą? Jakie mamy w zanadrzu sole mineralne i substancje odżywcze? Gdzie i jaki mamy nasz spichlerz na gorsze momenty, gdy jest źle, gdy nic nie wychodzi? To pytanie o nasze źródła mocy.
Korzeń inspiruje do wielu obrazów i metafor. Jako dziecko pamiętam jak w ogrodzie babci chciałem wyrwać sobie marchewkę, nauczony, że można ją sobie opłukać w deszczówce i zjeść na miejscu. No i wyrwało mi się ich za dużo, niektóre malutkie – pomyślałem – niech dorosną i przysypałem je z powrotem w tym samym miejscu ziemią. One jednak zemdlały i się nie przyjęły. Potem się dowiedziałem, że tak się nie da. A więc są sprawy i rzeczy w naszym życiu, które raz wyrwane, więcej już nie da się posadzić – raz zerwane już nie odrosną. Że są procesy nieodwracalne oraz sytuacje, które się nie powtórzą. Raz przegapione – nie wrócą. To mogą być szanse i okazje. Boże wezwania i czas Ducha – kairos, w którym mówi Bóg. Właśnie tu i teraz.
Takim kairosem – a więc momentem Bożym, wyjątkową chwilą może być kryzys. Być może ktoś przeżywa właśnie jakiś osobisty kryzys? Ale kryzys jest darem – szansą – okazją – Bóg często w kryzysie przemawia i podpowiada. Wzywa do nowych rzeczy – chce (brutalnie czasem) pokazać nową drogę. Pamiętacie scenę Eliasza pod Janowcem? Prorok przeżywa kryzys, na pograniczu z depresją. Aż chce umrzeć, nic mu się już nie chce – i wtedy dopiero działa Bóg, każe mu jeść, bo długa droga przed nim.
W duchowości szensztackiej często powtarzamy za naszym Założycielem, a on powtarzał za świętym Tomaszem z Akwinu: Łaska buduje na naturze! To oznacza, że najpierw muszę zrobić wszystko, co w mojej ludzkiej mocy, w porządku natury, tak by łaska mogła w pełni działać. Bo Łaska to kultura, która narzuca Boży zamysł naszej naturze.
Jak myślimy o korzeniu to na pewno kojarzy nam się również wykorzenienie. Dziś czujemy się wykorzenieni w wielu sprawach. Nasza kultura co raz mniej wydaje się być w zgodzie z religią. Jak ludzie za czasów komunistycznych: rolnicy i chłopi wyrwani z ich ziemi i wtłoczeni w bloki i do fabryk. To nie mogło zafunkcjonować. Cierpimy na brak ukorzenienia w tym, co stałe, trwałe i zawsze takie same. Dziś wciąż wszystko jest inne, nowe, zmienne i lepsze. Życie naszego założyciela to pokazuje – totalna niepewność i nietrwałość, ledwo kilka lat bezpiecznych wspomnień z domu dziadków. Potem całe lata w rozsypce emocjonalnej, w surowym sierocińcu, bez więzi, odepchnięty przez ojca, samotny do granic depresji i psychozy… odnajduje zakorzenienie w Maryi, swojej – jak powie – jedynej Wychowawczyni: „Wszystko, czym jestem i co posiadam, zawdzięczam niemal wyłącznie Maryi” – sam o sobie powie.
I my chcemy odnowić w sobie korzenie. Wrócić do tego, co nas umacnia. Uświadomić sobie na nowo swoje mocne strony. Chcemy zadbać o nasze źródła mocy. Dlatego wciąż odnawiamy Przymierze Miłości, naszą żywą relację z Bogiem przez Maryję, której oddajemy się bez żadnych zastrzeżeń. Po to jest właśnie każdy 18-ty!
Życzę Wam błogosławionego dnia przymierza. A także chwili refleksji nad naszym mottem.
o. Przemysław Skąpski – Krajowy Duszpasterz Ruchu Szensztackiego



