Rekolekcje rodzin ligowych 18-25.08.2021r. w Zakopanem
„Bogu niech będą dzięki za zaproszenie, które otrzymaliśmy ” last minute”.
W otoczeniu gór, pod Giewontem w drewnianym góralskim domku zatrzymujemy się na kilka dni, żeby pod opieką s. Olgi i o. Przemka dać się prowadzić na spotkanie z Garncarzem…
Niespodziewana to była droga, gdyż doświadczyłem Jego obecności nie na modlitwie ani w czasie spacerów po górach, a na drodze małżeńskiej.
Żywo i głęboko dotknął mnie obraz Garncarza, który kształtuje z dwóch odmiennych rodzajów gliny delikatnie i czule naczynie naszego małżeństwa. Napełniło mnie to wielką radością, dało odwagę. Uwierzyłem, że wbrew naszym słabościom, konfliktom i zniechęceniom gdzieś głęboko pracuje Garncarz pewną ręką tworząc. Na tej drodze nie jesteśmy sami, jest z nami Bóg. Emmanuel.
Rafał
„Na rekolekcje jechałam bez większych oczekiwań. Z trójką malutkich dzieci musieliśmy się wybrać w podróż na noc, co wiązało się z dodatkowym stresem o to, czy dojedziemy bezpiecznie. Ponadto mąż na pół godziny przed wyjazdem uszkodził sobie nogę w ogródku i nie mógł na niej chodzić. Matko Boża, pomyślałam sobie, co jeszcze się wydarzy tej nocy? Ale jedyne, co można było zrobić, to zawierzyć Jej tą podróż i rekolekcje.
Dojechaliśmy szczęśliwie, choć nie bez walki z ciągle ogarniającym snem. Na miejscu spotkało nas ogromnie ciepłe przyjęcie przez Siostrę Przełożoną, która zaopiekowała się, wraz z Siostrą pełniącą funkcję pielęgniarki, moim kontuzjowanym mężem. Dalej było już tylko lepiej. Na pogotowiu okazało się, że kontuzja jest lekka i wymaga jedynie nieprzeciążania nogi. Wyglądało na to, że tym razem to mąż spędzi więcej czasu z dziećmi.
Program rekolekcji był bardzo ciekawy. Rodziny z małymi dziećmi, jak my, miały trzy posiłki i spędzały popołudnia ze sobą, pozostałe rodziny dwa posiłki, aby swobodnie korzystać z możliwości wychodzenia na wyprawy górskie. Rano była Msza święta, po śniadaniu impuls, następne wspólne aktywności odbywały się dopiero wieczorem po kolacji. Każdego dnia coś szczególnego mnie poruszało, czy to z tematów przeprowadzanych przez s. Olgę lub o. Przemka podczas wprowadzeń lub impulsów, czy też z kazań głoszonych podczas porannych Eucharystii. Ćwiczeniem, które wyjątkowo zapadło mi w pamięć, była praca z fragmentem tekstu „Hymnu o miłości” z Listu do Koryntian. Na jej podstawie podjęłam konkretne postanowienia dotyczące mojej postawy w codziennym funkcjonowaniu. Tego samego dnia udałam się na wycieczkę w góry z naszą grupą, natomiast mąż został w domu rekolekcyjnym, aby opiekować się naszym potomstwem. Było to dla mnie ubogacające przeżycie. Miałam szansę na to, aby w samotności, zmagając się ze swoimi fizycznymi słabościami, przemyśleć sprawy poruszane rano, a także kontemplować piękno górskiej przyrody. Modliłam się na różańcu. Na najtrudniejszym dla mnie etapie akurat odmawiałam tajemnicę „Narodzenie Pana Jezusa” i wysiłek związany z wędrówką oddawałam Maryi, myśląc o trudach Jej macierzyństwa. Jednak najbardziej zaskakujący etap był jeszcze przede mną. Przy zejściu z Czerwonych Wierchów niebieskim szlakiem czekał na nas stromy odcinek na skałach, który można było pokonać jedynie trzymając się łańcuchów. Okropnie się bałam, „nie dam rady zejść!” – krzyczałam w duchu- „przecież mam lęk wysokości!”. Ale nie było odwrotu, to była jedyna droga, jeśli się chciało wrócić na nocleg przed zmrokiem. Złapałam się za łańcuch, a nogi i ręce mi drżały, odmawiały posłuszeństwa. „Matko Boża, pomóż mi zejść, bądź ze mną” – prosiłam – bez Ciebie utknę tutaj lub spadnę”. I spokój zstąpił na mnie, a drżenie kończyn ustąpiło. Zaufałam i zeszłam. Fizycznie zupełnie sama, bez ludzkiej, ale z Boską pomocą. „Bogu niech będą dzięki!” krzyknęłam na głos, a ludzie, którzy schodzili przede mną, dziwnie się na mnie spojrzeli. Ale to nie miało najmniejszego znaczenia, gdyż, Matka Boża przeprowadziła mnie ścieżką, która po ludzku była dla mnie nie do pokonania. „Nie istnieje ‘niemożliwe’, gdy prowadzi i wspiera Maryja, która pierwsza uwierzyła w to, co ‘niemożliwe’” Kardynał Stefan Wyszyński (dziękuję Moniko za ten cytat). Od tamtej chwili mam niezłomne przekonanie, że Matka Boża wszystkiego za mnie dokona. Że nawet jak poczuję się samotna ze swoimi słabościami, złością, brakiem cierpliwości i bezsilnością, Ona mnie wyprowadzi ku światłu, którym jest Jezus Chrystus. Dalsze etapy powrotu do domu rekolekcyjnego nie były już tak spektakularne, ale to co najważniejsze, już się wydarzyło. Zrozumiałam, że mam za sobą Wielką Wspomożycielkę, i że wkładając swój mały ludzki wysiłek, mogę wypracować ogromne owoce, które mogą posłużyć innym i ku większej chwale Bożej.
Z rekolekcji zaczerpnęłam bardzo dużo. Niestety nie ma tu miejsca, aby opisać wszystkie przeżycia i momenty, które do mnie przemówiły, jest ich tak wiele. Jednak taką myślą przewodnią, z którą wychodzę z rekolekcji jest zawierzanie dosłownie wszystkiego Matce Bożej i Jezusowi, a także przekonanie, że najważniejsze w danym dniu jest to, co zrobię dobrego dla innych. Mam nadzieję na wytrwałą pracę nad postanowieniami tam podjętymi, a przede wszystkim na to, że rychłe jej owoce dostrzegą przede wszystkim moi ukochani bliscy: mąż i dzieci”. Emilia