Impuls z Jasnej Góry Pani Renaty Kleszcz-Szczyrby.

Godzina świadectw (17:oo) Jasna Góra, 18 marca 2023

Renata Kleszcz-Szczyrba

IMPULS

„W Przymierzu jestem dla Ciebie”

„W Przymierzu jestem dla Ciebie” – tak brzmi nasze motto na obecny rok formacyjny. W tych słowach zawarta jest gotowość do działania, zaangażowanie, otwartość i uważność na to, do czego jesteśmy zapraszani. „W Przymierzu jestem dla Ciebie”, czyli jestem do Twojej dyspozycji, Maryjo. Taki, jaki jestem, jaka jestem. Z tym, co mam, co potrafię. W miejscu, w którym aktualnie się znajduję, w którym mieszkam, pracuję albo odpoczywam. W okolicznościach, które są mi dane. W warunkach, które panują.

Żyjąc Przymierzem Miłości przyjmujemy „optykę przymierza” tzn. patrzymy na własną codzienność okiem Bożej Opatrzności, Która najlepiej wie, co jest konieczne do zrobienia – we mnie, w moim małżeństwie, w mojej rodzinie, we wspólnocie, w społeczeństwie, w Kościele, w świecie.

„Weź to, co jest. Zacznij tam, gdzie jesteś. Zrób to, co możesz” – autorem tych słów jest Artur Ashe, żyjący w latach 1943-1993 afroamerykański tenisista, który jako pierwszy czarnoskóry gracz wygrał trzy z czterech najbardziej prestiżowych turniejów tenisowych na świecie, zaliczanych do tzw. wielkiego szlema. „Weź to, co jest. Zacznij tam, gdzie jesteś. Zrób to, co możesz” – oto słowa człowieka, który solidną pracą, pokonując wiele przeciwności losu i własnych ograniczeń, osiągnął niebywały sukces i stał się spełnionym sportowcem. Wzorem dla wielu pokoleń. Był wątłej budowy, słabego zdrowia, bez zaplecza finansowego, bez wparcia rodziny, no i był „czarny”, a wtedy tenis był tylko dla „białych”. Mógł trenować tylko sam, bez trenera, w odosobnieniu, na kiepskich kortach. Może nie raz słyszał: „daj sobie spokój”.

„Weź to, co jest. Zacznij tam, gdzie jesteś. Zrób to, co możesz”. Spróbujmy zaadaptować te słowa do historii Szensztatu i do siebie.

WEŹ TO, CO JEST!

  1. PRASANKTUARIUM

Każdy z nas słyszał o Prasanktuarium w Schönstatt. Być może komuś dane było nawet osobiście modlić się w tym ważnym dla nas miejscu. Czy powstało w miejscu maryjnego objawienia? Nie. Czy Ojciec Założyciel kazał go specjalnie wybudować? Nie. Ono już było w tym miejscu, w którym jest, od wieków. Użył tego, co jest.

W książce o życiu i dziele ojca Kentenicha autorstwa Estebana Uriburu czytamy: „Otoczone olbrzymimi drzewami wznosiły się nad doliną [Szenszat – przyp. aut.] dwie romańskie wieże, pozostałości po klasztorze augustianek z XII wieku. Nieopodal ruin stał stary dwupiętrowy dom. Przed nim opuszczona kapliczka, w której wówczas przechowywano narzędzia ogrodnicze [swoją drogą, czyż to nie znamienne, że w kapliczce, które stała się duchowym centrum ruchu, dla którego „duchowość narzędzia” jest jednym z kluczowych zagadnień, przechowywano pierwotnie narzędzia ogrodnicze? – przyp. aut.]. Członkowie kongregacji poszukując jakiegoś odpowiedniego pomieszczenia, w którym mogliby się gromadzić, wpadli na pomysł, aby do tego celu wykorzystać tę właśnie opuszczoną kapliczkę. Zwrócili się z tym do rektora domu. W czerwcu (1914r. – przyp. aut.) otrzymali upragnione pozwolenie. Zaraz zabrali się do ciężkiej pracy, aby doprowadzić ją do takiego stanu, by mogła służyć ich celom” (Uriburu, 1991, 43-44). Niedługo potem wpadła o. Kentenichowi w ręce gazeta, w której przeczytał o historii sanktuarium w Pompejach. Początkiem tego miejsca nie było maryjne objawienie, ale ofiarna działalność włoskiego adwokata Bartolo Longo. W informacji tej o. Kentenich dostrzegł znak Bożej Opatrzności: czy nie byłoby możliwe, żeby ze starą kapliczką świętego Michała Archanioła stało się coś podobnego?” (por. tamże).

Tak oto opuszczona cmentarna kaplica, której pierwszy dokument lokacyjny pochodzi z 28 września 1319 roku (tak: z 1319 roku!), stała się najważniejszym dla Ruchu Szensztackiego miejscem modlitwy i łaski – Prasanktuarium.

„Weź to, co jest” – tak uczy Szensztat.

A ja? Czy kojarzę kościół swojego chrztu – swoje „prasanktuarium”, w którym wszystko się zaczęło w moim życiu? Czy wiem, pod jakim wezwaniem był ten kościół? Albo czy pamiętam kościół swojego dzieciństwa – ten, z którego mam pierwsze osobiste wspomnienia?

 

  1. OBRAZ MARYI

Każdy z nas wie, jaki obraz Maryi jest najbliższy szensztackiemu sercu. Spoglądamy na niego w Prasanktuarium, w każdym sanktuarium filialnym, domowym, w każdej pielgrzymującej z domu do domu kapliczce. To obraz Matki Bożej trzymającej małego Jezusa na swym lewym ramieniu, która prawą dłonią wskazuje na Syna Człowieczego. Czy obraz ten został namalowany na specjalne zamówienie dla Szensztatu? Nie.

Gdy sodalisi i o. Kentenich zawierali pierwsze Przymierze Miłości z Maryją w kaplicy św. Michała Archanioła nie było żadnego wizerunku Maryi. Na ołtarzu stała jedynie figura wspomnianego archanioła. Z pewnością zapragnęli, by ukochana Maryja była główną gospodynią tego miejsca. Wówczas z pomocą przyszedł jeden z wykładowców, który w antykwariacie we Freiburgu zakupił za 23 marki obraz Matki Bożej zatytułowany „Ucieczka grzeszników” i podarował go chłopcom. Była to jedynie skromna kopia, ale o. Kentenich odczytywał ten zakup w świetle Bożej Opatrzności. Obraz dotarł do Schönstatt 2 kwietnia 1915 roku (był to Wielki Piątek), a w Prasanktuarium został umieszczony 19 kwietnia tego samego 1915 roku.

„Weź to, co jest” – tak uczy Szensztat.

A ja? Jaki obraz Maryi pamiętam z dzieciństwa? Jaki obraz Maryi wisiał w moim rodzinnym domu?

 

  1. TYTUŁ „MATKA TRZYKROĆ PRZEDZIWNA”

Każdy z nas wie, że Ruch Szensztacki jest maryjny. Maryja jest w centrum jako Ta, Która wskazuje na Jezusa i prowadzi do Niego. Czcimy Ją jako Mater Ter Admirabilis – Matkę Trzykroć Przedziwną (Córkę Boga Ojca, Matkę Syna Bożego i Oblubienicę Ducha Świętego). Czy to nasz ojciec Założyciel wymyślił dla Niej taki tytuł? Nie. Początkowo o. Kentenich często używał zwrotu „nasza ukochana Pani”, nawiązując w ten sposób do tytułu używanego w klasztorze sióstr augustianek – gospodyń tego pięknego miejsca (Schönstatt) w XII wieku. Zatem znów docenił i użył tego, co było. Niemniej jednocześnie szukał godnego tytułu dla nowego obrazu Jego ukochanej Pani. I odnalazł – w lekturze książki zatytułowanej „Czcigodny ojciec Jakub Rem i jego konferencje o Maryi”.

W książce tej znalazł informacje o Kongregacji Mariańskiej, która w XVI w. prężnie działała w Ingolstadt w Bawarii.  Młodzi ludzie należący do Kongregacji czcili Maryję pod wezwaniem: Matka Trzykroć Przedziwna. Pochodzenie tego tytułu wiąże się z osobą o. Jakuba Rema i pewną historią. Podczas śpiewu Litanii Loretańskiej świątobliwy o. Rem pragnął dowiedzieć się, który spośród tak wielu tytułów jest Matce Bożej najmilszy. Wówczas w głębi swojego serca usłyszał Jej głos, że najmilszy jest Jej ten tytuł, który był właśnie śpiewany: Matko Przedziwna! Wówczas o. Rem poprosił zgromadzonych, aby to wezwanie powtórzyli jeszcze dwa razy. Tak oto Kongregacja Mariańska z Ingolstadt zaczęła czcić Maryję jako Matkę Trzykroć Przedziwną.

  1. Kentenich dostrzegał podobieństwo z Kongregacją Mariańską z Ingolstadt i w czerwcu 1915 roku nadał ostatecznie tytuł dla ukochanej Pani: „Matka Trzykroć Przedziwna z Szensztatu”. Po powrocie z Dachau uzupełnił ten tytuł (1945 rok): „Matka Trzykroć Przedziwna i Królowa z Szensztatu”. Po powrocie z wygnania w Milwaukee uzupełnił raz jeszcze (1965 rok): „Matka Trzykroć Przedziwna i Zwycięska Królowa z Szensztatu”.

„Weź to, co jest” – tak uczy Szensztat.

A ja? Co cenię w Maryi? Za co Ją podziwiam? Kim jest dla mnie?

 

  1. MODLITWA ZAWIERZENIA

Każdy z nas zna treść modlitwy zawierzenia, która rozpoczyna się od słów: „O Pani moja i Matko moja…” Jedni z nas wciąż bardziej lubią jej starą wersję, inni modlą się już nową obowiązującą wersją. Czy jest to modlitwa mająca swój rodowód w Ruchu Szensztackim? Nie. Modlitwa ta ma wielowiekową tradycję. Była znana w Kongregacjach Maryjnych już w XVII wieku. „Ojciec Kentenich przejął tę modlitwę jako skróconą wersję Aktu oddania się Matce Bożej w Ruchu Szensztackim” (Kentenich, 2021, s. 150). Użył tego, co jest.

Duchowa głębia tej modlitwy wybrzmiewa od wieków i brzmi nadal w sercach wielu ludzi oddanych prowadzeniu Maryi w różnych zgromadzeniach i wspólnotach. Wśród członków Ruchu Szensztackiego jej słowa płyną każdego dnia: w Prasanktuarium w Schönstatt, w sanktuariach filialnych i domowych, w sanktuariach ludzkich serc; w różnych językach, na różnych szerokościach geograficznych.

„Weź to, co jest” – tak uczy Szensztat.

A ja? Czy pamiętam, kto nauczył mnie pierwszej modlitwy? Czy pamiętam, kto nauczył mnie wykonywać znak krzyża?

Znakiem naszych czasów jest odchodzenie od duchowych korzeni. Wiara dla wielu przestaje być fundamentem myślenia i działania, a prawo Boże podstawowym punktem odniesienia. Bóg zaczyna przeszkadzać współczesnemu człowiekowi, myślącemu o sobie, że już wszystko wie i wszystko może. Tak zwany „postępowy człowiek” uważa, że ludzie wierzący są słabi i zacofani. Coraz trudniej jest wierzyć, zwłaszcza młodemu pokoleniu, tak wrażliwemu na krytykę i odrzucenie. Przekazywanie wiary i podtrzymywanie tradycji chrześcijańskich jest zatem palącą potrzebą. Pierwszym środowiskiem odpowiedzialnym za ten przekaz jest rodzina.

„Nie ochrzcimy dziecka, niech samo wybierze swój światopogląd, jak dorośnie”. „Nie musi wierzyć, żeby być dobrym człowiekiem”. „Wiesz, poślę syna do komunii, poczułby się gorszy, gdyby zobaczył te prezenty kolegów”. Wielu zatraca istotę. Odcina korzenie. W wyniku postępu i źle pojętej wolności tak bardzo oddala się od Boga, że nie potrafi już pielęgnować więzi z Nim. Zamiast powrócić do korzeni, woli je odciąć, bo nie da się już utrzymać w równowadze istniejącego rozdźwięku pomiędzy tym, czego Bóg pragnie dla człowieka, a tym, czego człowiek chce, a nawet żąda dla samego siebie. O. Kentenich mówił o „wielkiej pustce, potężnej szczelinie, która nas głęboko unieszczęśliwi” (Akty Założycielskie, s. 16).

Weź to, co jest, co zostało Ci dane, co Cię ukształtowało, co było od początku. Uznaj swoje duchowe dziedzictwo. Doceń całym sercem duchowe korzenie. Nie wypraszaj Boga ze swojego życia rodzinnego. Zawsze miej dla Niego stałe miejsce przy stole. Nic bez Niego…

 

ZACZNIJ TAM, GDZIE JESTEŚ!

Zacznij tam, gdzie jesteś. W czasie, który jest. W okolicznościach i warunkach, które są. Z takimi ludźmi i wśród takich ludzi, których spotykasz. W miejscu, w którym jesteś. Z takimi możliwościami i predyspozycjami, jakie posiadasz. Z zasobami, do których masz w sobie dostęp i deficytami, których jesteś świadomy. O. Kentenich w każdych warunkach i okolicznościach, w każdym czasie i miejscu, w każdym położeniu „robił swoje” – budował Szensztat.

Świat objęła pandemia Covid-19? Dzieło Szensztackie rodziło się w czasach pandemii grypy „hiszpanki” (1918-1920); na świecie zmarło wówczas 50 milionów ludzi (na Covid – 19 niecałe 7 milionów).

Jest wojna na Ukrainie i w innych częściach świata? Dzieło Szensztackie rodziło się i rozwijało w czasach dwóch wojen światowych; „O. Kentenich przemawiając do Rodziny Szensztackiej często powtarzał: „Jesteśmy dziećmi wojny (…) i jako dzieci wojny możemy wzrastać i rozwijać się tylko pośród walki i sporu, pośród prób i prześladowań” (Uriburu, 1991, s. 47). Umiędzynarodowienie Dzieła miało miejsce podczas pobytu Ojca Założyciela w obozie koncentracyjnym w Dachau. W tym piekle na ziemi z narażeniem życia głosił rekolekcje dla kapłanów skoncentrowane wokół tematu: „Kapłan apokaliptyczny a czasy współczesne”. W tym samym Dachau napisał też zbiór modlitw: „W stronę nieba”, z którego możemy czerpać każdego dnia inspirację do rozmowy z Bogiem.

Mamy galopującą inflację? Dzieło Szensztackie powstawało w czasach powojennej hiperinflacji. W 1923 roku inflacja w Niemczech wynosiła 29500%, a w Polsce 275%.

Wyłaniają się nowe groźne ideologie? Dzieło Szensztackie powstawało w czasach formowania się ideologii nazistowskiej i bolszewickiej. Niemcy z lat 1933-1945 kojarzą się większości z nas z Hitlerem i nazizmem. Tymczasem w tych samych Niemczech w tym samym okresie kiełkowało już ziarno Szensztatu zasiane w 1912 i 1914 roku.

Wydarzają się katastrofy? Akt Przedzałożycielski wygłoszony został jesienią 1912 roku; w tym samym roku, w którym zatonął „Titanic”. Pierwotna idea Szensztatu, zrodzona w sercu o. Kentenicha i jego uczniów, przetrwała mocą bezgranicznej wiary w Opatrzność i… wciąż płynie; a „Titanic”, na którego burtach widniały napisy: „Nawet sam Chrystus nie zatopi tego statku”, czy też: „Nie ma Boga, który by zdołał ten statek w odmętach morskich pogrążyć” – nie ukończył nawet swego dziewiczego rejsu.

Świat nawiedzają kataklizmy? W 1960 roku w Ameryce Południowej w Chile miało miejsce największe trzęsienie ziemi w historii świata (9,5 stopnia w skali Richtera!). O. Kentenich rozwijał wtedy Dzieło Szensztackie całkiem niedaleko (relatywnie rzecz ujmując), bo w sąsiedniej Ameryce Północnej, w USA (w Milwaukee). Poza Niemcami to właśnie w Chile jest najwięcej sanktuariów MTA na świecie, bo aż 25. Są zlokalizowane wzdłuż zachodniego wybrzeża południowoamerykańskiego kontynentu, w granicach tzw. Pierścienia Ognia, w którym występuje 90% wszystkich trzęsień ziemi.

Obserwujemy kryzys małżeństwa i rodziny? Dzieło Rodzin powstawało podczas pobytu o. Kentenicha w obozie koncentracyjnym w Dachau. Można zapytać: po co zaczynać cokolwiek w miejscu, w którym w każdej chwili wszystko może się skończyć? A czy takie samo pytanie nie krąży w głowach młodych ludzi na temat sakramentu małżeństwa: po co go zawierać, po co tak zaczynać, skoro może nam się nie udać? A przecież sakrament to widzialny znak niewidzialnej Łaski…

Obserwujemy kryzys Kościoła? Dzieło Szensztackie było nową propozycją w Kościele, wyprzedzając swoje czasy o dziesięciolecia, proponując nowe spojrzenie na długo przed Soborem Watykańskim II (1962-1965), zwołanym w celu uwspółcześnienia Kościoła.

Jesteśmy świadkami czasu oczyszczania Kościoła? Proces beatyfikacyjny o. Założyciela w ubiegłym roku został zawieszony, a przez to wyjęty z dotychczasowych ram postępowania i zaczyna się jakby od początku („zacznij tam, gdzie jesteś”). Zaczyna się dokładnie w miejscu i czasie, w którym jest współczesna nauka i współczesny Kościół – Kościół, Który aktualnie zmaga się z problemem nadużyć, gdzie jest wielu niesłusznie oskarżanych i skazywanych z jednej strony (np. zmarły niedawno kard. Pell), i wielu odpowiedzialnych i winnych, z drugiej. Mamy zatem sprawców i ofiary (po obu stronach tego dramatu). Właśnie teraz, w obecnych okolicznościach, jest restart procesu beatyfikacyjnego ojca Założyciela.

„Zacznij tam, gdzie jesteś” – tak uczy Szensztat.

 

Znakiem naszych czasów jest tzw. mentalność „prawego kciuka”. Termin ten znakomicie oddaje pragnienia współczesnego człowieka, który kieruje się w codziennym życiu tendencją do preferowania rozwiązań szybkich i łatwych, niczym naciśnięcie przycisku w pilocie telewizora. Jeśli coś wymaga długotrwałego wysiłku, jest w dzisiejszych czasach nieatrakcyjne. Metoda „klik-efekt” jest spełnieniem oczekiwań współczesnego człowieka, który chce osiągać zamierzone cele skutecznie i szybko, często bez chwili zastanowienia się nad przebiegiem procesu, który ma do nich doprowadzić, a już na pewno bez wchodzenia w ten proces.

„Zacznij tam, gdzie jesteś” czyli dokładnie w miejscu i chwili, w której Bóg zaprasza do jakiegoś konkretnego działania. Motto „w Przymierzu jestem dla Ciebie” pomaga o tym pamiętać. Ono przesuwa na dalszy plan nasze: „może nie teraz”, „zobaczę”, „pomyślę”, „zastanowię się”, „jakby co, to dam znać”, „sam nie wiem”, „czy ja wiem”, „no nie wiem”, „no wiesz, jak jest”, „teraz nie mam czasu”, „mam za dużo na głowie”, „może ktoś inny”, „wątpię, czy się nadaję” (…) Można wymieniać i wymieniać. Jeśli coś przychodzi do mnie, jako propozycja do działania i zaangażowania, to to nie jest przypadek. To znaczy, że właśnie ja, właśnie teraz mam odłożyć pilota i wstać z kanapy.

„Zacznij tam, gdzie jesteś” – to wezwanie może mieć jeszcze głębszy wymiar – świadomego dążenia do świętości w codzienności. „Zacznij tam, gdzie jesteś… z sobą”. Zdiagnozuj siebie. Zobacz, co choruje, a co jest zdrowe. Zdrowe – troskliwie pielęgnuj, chore – poddaj leczeniu, źle działające – naprawiaj.

Nie ma sytuacji beznadziejnych. Nadzieja jest przekonaniem, że wszystko skończy się po Bożej myśli; tylko zacznij tam, gdzie jesteś. Zaangażuj się. Zacznij żyć. Spytaj Boga, co chce Ci dzisiaj powiedzieć, co ma dla Ciebie do roboty i wyczekuj odpowiedzi. Ona nadejdzie.

 

ZRÓB TO, CO MOŻESZ!

Ojciec Założyciel zrobił to, co mógł. Dał z siebie wszystko. Zniósł wiele. Bez jego fiat, wypowiedzianego na wzór Maryi, nie powstałoby wszystko to, co powstało i trwa – Dzieło Szensztackie. Umiłował Kościół, a swoje „fiat” nazwał „skokiem śmierci” – skokiem w nieznane. Nigdy nie przekonałby się (a my wraz z nim) o tym, co może (i ile może mocą Bożą!), gdyby nie wykonał tego skoku, gdyby w dziecięcym zaufaniu nie oddał się wyłącznemu prowadzeniu Opatrzności. „Jedyna nić, według której mogłem się orientować to nić wiary w Opatrzność prowadząca mnie krok po kroku wciąż dalej i naprzód. Jak ryzykowne było to całe przedsięwzięcie, przeczuwa ten, komu znana jest ówczesna sytuacja w świecie, Kościele i Zgromadzeniu (…). Oznaczało to przecież stworzenie niejako z niczego, ogromnie wielkiego i nowego świata (…)” (Uriburu, 1991, s. 57).

„Zrób to, co możesz” – tak uczy Szensztat.

 

Znakiem naszych czasów jest kryzys powołań. Seminaria duchowne stoją prawie puste, zgromadzenia zakonne czekają na postulantów i nowicjuszy. Ale powołanie nie jest przecież ograniczone wyłącznie do bycia księdzem, zakonnikiem czy zakonnicą. Bóg powołuje różnych ludzi do różnych celów.

A Ty? Odnalazłeś już swoje powołanie we wspólnocie Kościoła? Pragniesz własną jakością budować Jego jakość? Czujesz powołanie do świętości w codzienności, które proponuje Szensztat? Ty – jako kobieta, panna, nastolatka, matka, żona, wdowa? Ty – jako mężczyzna, kawaler, tata, mąż, wdowiec?

Ponoć moment kluczowy dla każdego ruchu apostolskiego w Kościele, każdego zgromadzenia czy wspólnoty, czy przetrwa (!?), jest wtedy, kiedy umrze pokolenie, które bezpośrednio znało założyciela. W Szensztacie to pokolenie właśnie umiera…  

„Zrób to, co możesz”. Zrób to, do czego zostałeś powołany. Posłuchaj, do czego wzywa Cię Pan? Jesteś po Przymierzu Miłości, to zobacz, do czego konkretnego zaprasza Cię Maryja? Zacznij żyć na miarę swoich możliwości. Odważnie! „Pamiętaj, że jesteś kimś wyjątkowym. Jedyne, co musisz zrobić, to pozwolić innym zobaczyć, że taki jesteś” (M. Erickson).

 

PODSUMOWANIE

Za chwilę wysłuchamy świadectw życia Przymierzem Miłości. Przed nami niezwykłe historie o tym, jak ktoś użył tego, co miał; zaczął tam, gdzie był i zrobił to, co mógł – czyli odpowiedział na wezwanie, które zawiera tegoroczne motto: „W Przymierzu jestem dla Ciebie”!

Pozwólcie Państwo, że zakończę ten impuls krótkim wierszem, będącym zaproszeniem do wysłuchania tych świadectw. Wiersz nosi tytuł: „Przymierze Miłości”:

 

Przymierze?

Może się przymierzę

Sprawdzę, czy pasuje mi miłość

Ubiorę się na chwilę

Pochodzę sobie

Sprawdzę, jak leży

Przemyślę sprawę

Jak nie spasuje – zostawię

A może wszystko zawierzę?

Tak bez reszty

Zawrę w ciemno Przymierze

By zrobić co do zrobienia

Bez dyskusji

Bez zwątpienia

Tak jak zaplanowane od wieków

Bez prób i powtórek

Raz a dobrze

A potem?

 

Na wieki w Nim odpocznę…

 

Poprzedni wpis
Apostolat Pielgrzymującej Matki Bożej na Jasnej Górze.
Następny wpis
Rozważania Apelowe z Jasnej Góry 18 marca 2023.

Podobne wpisy

Cylinder

Cylinder. Kiedy, to co małe, staje się wielkie. W naszym sanktuarium na komodzie stoi wazon z różą, pośród gałązek brzozowych, obsypanych świeżą zielenią wiosennych liści. Świeża zieleń jest tłem dla…
CZYTAJ WIĘCEJ
keyboard_arrow_up