Ilekroć jesteśmy nad wodą, tam, gdzie jest piaszczysta plaża, możemy obserwować dzieci, które z wielką pasją zajmują się swoim ulubionymi zajęciami, mającymi związek zawsze z wodą i piaskiem. Piasek nadaje się do zabawy! O tak! Jest wersja sypka rozdmuchiwana przez wiatr. Jest błotko piaskowe, które pomiędzy palcami dzieci ucieka i może mieć nawet właściwości lotne, ponieważ wprawione w ruch małą rączką dziecka nabiera mocy pocisku, nie czyniącego spustoszenia poprzez rany postrzałowe, ale nerwy trafionych i rodziców mogą być napięte jak struna w fortepianie. Nie wspomnę o budowlach z piasku podmywanych przez fale akwenu,o kanałach, basenach dla żabek, całych ciągach kanałów dla barek z kory, przewożących rozmaite wymyślone towary. Czyli, czym wyobraźnia dziecka bogata tym objawia się na zewnątrz. Kiedy wspominam jak moi synowie taplali się w błotku, to zwróciłem na jedną rzecz uwagę. Żeby zatrzymać w garstce sypki piasek, dziecko musi bardzo mocno ściskać rączkę, a i tak pomiędzy paluszkami te ziarenka piasku uciekają. Kiedy dziecko otwiera dłoń zostaje mu tylko odrobina w zagłębieniach. Niewiele zostaje. Co zrobić, żeby ten piach został w dłoni w jak największej ilości? Trzeba wprowadzić pomiędzy ziarenka coś, co sprawi, że jedne do drugich będą przylegać. Sposobem, żeby móc skleić piasek jest oczywiście woda, która nie jest niewiadomo jak trwałym spoiwem, ale…  z odrobiny, która się nam przesypuje i pozostaje niewiele, może nam się zrobić zbita kulka, nawet całkiem spora.

            Bóg mówi przez wydarzenia i o ile będziemy uważni, o tyle więcej będzie mógł nam opowiedzieć o sobie, swojej miłości do nas, tajemnicach i pragnieniach swojego serca jakie ma względem nas i tych, do których nas posyła i tych, których nam powierza. Chcę się podzielić tym, co zauważyłem w tych zabawach dziecięcych po latach i jak można to odnieść do tego tematu, jaki mieliśmy przed oczyma, kiedy oglądaliśmy świat przez cylinder. Mówiliśmy o wkładach do kapitału łask MTA. Gdy porównamy to, co robimy do ziarenek piasku, bo przecież każdy dzień jest pełen różnych wyzwań, zadań, zmagań, radości, trudności, sukcesów małych i większych, zdobywania siebie dla większej miłości poprzez samowychowanie, to zauważymy, że zostaliśmy obdarowani w wieloraki sposób okazjami do udowadniania miłości. Nie taki szary, jak to powiadają, jest każdy dzień. Te ziarenka możemy trzymać w naszych dłoniach, a nawet starać się skleić je wodą miłości własnej, mojej, zaangażowanej, słabej i starać się je przynieść dobremu Bogu. Słabe to spoiwo, ale całą garść sklejonego piachu można na koniec dnia przynieść. Wiadomo, że nie wszystko uda się podarować. Część i tak nam porozsypuje się na ziemię. Szkoda każdego dobrego czynu, by go zabrakło jako budulca w tworzeniu nowego rodzaju społeczeństwa. Co zrobić? Po chwili na „ten tegowaniu w głowie” i sercu dochodzę do wniosku, że żeby nic nie stracić, można każde ziarenko przynosić MTA od razu, a Ona każde ziarenko pokazuje Ojcu jako podarowany diament Jej samej przez Jej dziecko, dla Niego samego. Pociągający obraz, oddający tę prawdę. Można powiedzieć, że nasza miłość połączona z Jej miłością, absolutną, czystą, niezachwianą i niezawodną, czyni z tego, co Jej przynosimy, już nie garstkę odrobin, ale skałę piaskowca, z którego można zbudować nie zamki podmywane falami i przez nie rujnowane, ale gmach świętości Wspólnoty naszej i całego Kościoła. Im więcej od razu podarowanych Maryi ziarenek piasku, czyli tu i teraz, tym większy wzrost, ufność, doświadczanie, że jestem kochany przez Boga, tu i teraz, bo daje mi tyle okazji do kochania i doświadczania Jego miłości. Dlatego na miłość chcę natychmiast odpowiedzieć miłością. Co mnie przekonuje do takiego podejścia, by bez wahania przynosić wszystko od razu? Powiedzmy, że na koniec dnia chcemy tę kulkę prezentów w postaci ziarenek piasku przynieść MTA jako nasz wkład. Kulka piachu, czy kulka ze śniegu ma to do siebie, że nie widać tego, co jest w jej wnętrzu. Widać to, co jest na zewnątrz. Pamiętamy kamyki, bo są większe od ziarenek piasku i wyróżniają się poprzez nasze emocje i wysiłek jakie nam towarzyszył, gdy je odkrywaliśmy. Bardziej jednak jest to przypominanie sobie, a droga dziecka jest taka, że od razu przynosimy, a na koniec dnia pamiętamy, to co uczyniliśmy darem, może niedoskonałym, ale całkowitym z każdego momentu dnia. Mamy raczej skłonności do tego, by dary doskonałe przynosić, a słabość pomijać milczeniem. Można to porównać do sytuacji i relacji pomiędzy małym dzieckiem, a matką, kiedy jest ona obsypywana małymi darami, obiektywnie bez większej wartości materialnej, ale dlatego, że podarowane przez jej dziecko, są powodem podziwu w jej oczach. Fakt, że ona wie, ile wysiłku to je kosztowało, bo przecież nieustannie towarzyszy swojemu dziecku, jest przyczyną jej spojrzenia wyrażającego dosłownie O jejku! Dla mnie!? Maryja nie oczekuje podarowanych i przemyślanych kompozycji, posiadających głębokie uzasadnienia sposobu pozyskiwania budulców, z góry założonych projektów i benefitów jakie spodziewamy się otrzymać w zamian. Rzeczywistość przymierza miłości nie jest kontraktem, umową  handlową, czy czymś podobnym. MTA daje nam się cała, jako Matka i chce nas całych, ze wszystkim, również naszą słabością, jako swoje dzieci. Widzę istotną różnicę pomiędzy przypominaniem sobie, a pamiętaniem. Mamy wówczas wieczorem więcej czasu na odkrywanie powodów do wdzięczności. Jesteśmy wolni, bo nie przywiązaliśmy się do dobra, które zostało nam dane do zrealizowania. Mama wie o nas wszystko, ale to, do czego się przed Nią przyznaliśmy, od razu, może stać się początkiem naszej owocnej z Nią współ-pracy nad naszym sercem. Jeszcze jednym z powodów jaki odnajduję w drodze „od razu”, jest to, że świadomość ofiarowania wszystkiego MTA w tej właśnie chwili motywuje mnie do większego zaangażowania, by sięgać do głębszych pokładów mojej woli w hojniejszym przeżywaniu dnia. Przecież, to dla NIEJ. Ta rosnąca hojność będzie wynikiem, upodabniania się do Maryi, która wobec Boga jest TOTA TUA – cała Jego, w każdej chwili. Jej nie przeszkadza, że woda naszej miłości, którą oblepione są nasze wkłady bywa mętna, że nie zawsze mamy najczystszą intencję. To jest przedmiotem naszego wychowywania przez Nią. Urzekać Ją musi fakt, że niczego nie zostawiliśmy dla siebie i nie ukryliśmy niczego przed Nią z powodu  wstydu, oraz że wszystkiego spodziewamy się od Niej, czyniąc się całkowicie zależnymi od Niej. Ta bezgraniczna więź  jest wszystkim: początkiem, środkiem i końcem drogi dziecięctwa, w której wkłady do kapitału łask MTA są doskonałym narzędziem w Jej ręku w formowaniu nowych generacji świętych. Ojciec Kentenich nazwał je oświeconymi wkładami, bo jeżeli tak spojrzymy na nie, to, każdy, zawsze, wszystko może ofiarować. Nie ofiarowujmy Jej tylko kamyków, które uwierają nas w bucie, ani tylko tych ziarenek piasku, które drapią nas pod powieką, ani sukcesów jedynie, czy porażek. Maryję interesuje wszystko. Wszystko za wszystko.

Mariusz Borkowski Liga Rodzin Archidiecezji Katowickiej

Poprzedni wpis
Cylinder
Następny wpis
Z Maryją i jak Maryja…

Podobne wpisy