Gertruda pisała: „Powinniśmy mieć dobre oczy, które ozłocą najlichszy kąt, dostrzegą najbardziej niepozorny kwiatek i radując się tym, przeoczą błędy bliźnich. Sztuką jest, aby inni odczuli radość z tego, że odkryliśmy w nich jakąś dobrą cechę. Nic tak nie zachęca człowieka do czynienia dobra, jak uznanie, że również on zdolny jest do dobrego. Jeśli świadomie szukamy w bliźnich pozytywnych cech, wówczas nie jest takie ważne, że ich wady nadal nas drażnią i zachęcają do osądu. Ćwiczymy się wówczas w pokorze, bo nie czynimy się sędziami i nie przypisujemy naszym wyrokom absolutnej pewności. W dobrym osądzie innych ukryta jest głęboka myśl: nie mogę zajrzeć do serca bliźniego, nie znam wszystkiego, co się w nim kryje. Wyznaję więc sama przed sobą, że moja wiedza nie jest wystarczająca.” [„Gertruda von Bullion. Apostolstwo świeckich w świecie. Biografia i dziewięciodniowa nowenna” G.Birkle, s.47-48]
Propozycja kierunków… który z nich we mnie dzisiaj zarezonuje, wzbudzi echo…
-
Oczy do widzenia ludzi… Do wypatrywania w Spotkanych tego, co piękne… Tego, co można z nich wydobyć, co można w nich ocalić, do czego można dodać im odwagi… Oczy jako wykrywacz dobra.
-
Oczy do przeoczania słabości… Chodzi mi tu po głowie pewna usłyszana kiedyś myśl, która trochę to obrazuje (nie mam pojęcia, czyje to mogły być słowa…), że kultura (?) nie polega na tym, żeby podczas eleganckiego obiadu nie upaprać obrusu, ale żeby nie zauważyć, przeoczyć kiedy przydarzy się to komuś obok nas 😉
-
Oczy do rozglądania się po rzeczywistości, wypatrujące odciski Bożych palców na moim dzisiejszym dniu… On chce mnie przez niego przeprowadzić krok po kroku… Bo z tymi, którzy Go miłują, współdziała WE WSZYSTKIM, dla ich dobra…