Będąc małym dzieckiem zastanawiałem się często, jak to jest możliwe, że złamane kości, których nie widać, są tak poskładane, że kończyna odzyskuje pełną sprawność. Mama moja wytłumaczyła mi wtedy, że to dzięki zdjęciom rentgenowskim można zobaczyć takie rzeczy. Tata miał wypadek na kopalni. Uszkodził sobie łokieć w skutek upadku z ciężkim przedmiotem na tą rękę. Wiele ciężkich rzeczy górnicy muszą nosić na swoich barkach do przodka. Stąd ich tężyzna fizyczna, którą nabywają i komplikacje zdrowotne na emeryturze.  Poskładali mu kości, podrutowali i mogliśmy z braćmi zobaczyć na takim zdjęciu jak wygląda taka ręka po remoncie. Wiadomo, że był gips, a potem czas rekonwalescencji. Sami sobie takiego zdjęcia nie robimy na własne życzenie. Musi być poważna przyczyna, aby takie zdjęcia wykonywać. Najczęściej specjalista ortopeda daje skierowanie, aby zweryfikować przyczyny dolegliwości i móc zastosować odpowiednie leczenie. Podobnie z koniecznymi zdjęciami RTG płuc, jakie czasami wykonujemy w badaniach okresowych związanych z życiem zawodowym. Trzeba je wykonać i już, ale lekarz medycyny pracy sam nie interpretuje obrazu uzyskanego w prześwietleniu. Musi to zrobić odpowiedni lekarz znający się na zagadnieniach pulmonologicznych i dać opis zdjęcia, aby lekarz ogólny mógł podpisać zdolność do wykonywania pracy. Ta zasada znajduje swoje zastosowanie w innych badaniach: USG, tomografii komputerowej, EKG, mammografii, EEG, rezonans magnetyczny. Czy wystarczy widzieć, aby wiedzieć, co się widzi? Nie. Miałem robioną gastroskopie i tutaj także potrzebny jest opis eksperta, a nawet pobranie próbki ogniska zapalnego i rozpoznania rodzaju zmian. Wszyscy mieliśmy do czynienia z tak specjalistycznymi badaniami tego, co w nas nie widać gołym okiem. Jeżeli nie my sami, to nasi krewni. Nikt nie dziwi się, że aby leczyć trzeba najpierw dobrze zbadać. Wszyscy szukają przyczyn, aby wyzdrowieć w skutek właściwie dobranego leczenia. Proste. Leczenie zachowawcze poprawia komfort życia, ale nie leczy przyczyn. 

Skała z tytułu rozważań, to Piotr. Co ma jednak wspólnego św. Piotr z rentgenem? Widzę jeden wspólny zbieżny moment. Prześwietlenie. Prześwietlenie jego miłości, jakie dokonało się od momentu Ostatniej Wieczerzy do chwili, kiedy spotkali się nad jeziorem i Pan zadał trzy pytania, a On udzielił Jezusowi odpowiedzi zgodnych z prawdą o Jego miłości do Zmartwychwstałego. Przeszedł bolesną drogę od tego, co myślał o swojej miłości, do prawdy o swoim sercu. Prawda jaką zrozumiał była fundamentem Jego relacji nie tylko ze swoim Panem, ale również z Kościołem, który powierzył mu Chrystus. Ten przywilej bycia prześwietlonym przez Zbawiciela nie jest zarezerwowany tylko dla następców Piotra, ale my sami możemy poddawać się codziennie takiemu prześwietleniu bez szkodliwych skutków ubocznych dla nas i naszych najbliższych. Powiem więcej. Nie tylko my sami będziemy mieć się lepiej z samym sobą, ale i nasze otoczenie powinno zauważyć udział w leczeniu na oddziale intensywnej terapii duchowej. Przechodzenie tej drogi od laurki dla siebie samego o sobie samym, jaką się chwalimy przed samym sobą, Maryją, Jezusem i innymi do stanięcia wobec faktów zachowań, objawów wskazujących na jednostki chorobowe grzechu pychy, wyrachowania, niewiary, lenistwa, chciwości, egoizmu jest konieczną drogą i jedyną możliwą jaką musimy chętnie nieustannie przechodzić, aby utrzymywać świeżość naszej miłości. Nazwijmy to nieustannym nawracaniem się, odzyskiwaniem wspomnianej świeżości. Życzeniowe myślenie o sobie nie jest szczęściodajne, bo nie jest oparte na prawdzie. Nawet jeżeli z płaczem musielibyśmy powtarzać: Nędza, nędza, nędza!!!, to nasz dobry Bóg pełen pasji miłości do nas odpowiada: Miłosierdzie, miłosierdzie, miłosierdzie!!! Ta terapia uzdrawiania naszej miłości nie może być dawkowana czasami, okazjonalnie, okresowo jak operacja plastyczna lub pobyt w sanatorium, kiedy czujemy, że jesteśmy pod moralną kreską i najwyższa pora, aby coś zrobić z sobą. Niektórzy jednak, będą musieli osiągnąć masę krytyczną swojego egoizmu, aby dostrzec prawdziwe jego owoce. 

Mamy jednak przywilej być dziećmi Przedziwnej Matki z Szensztatu. Zobaczcie jakie narzędzia mamy do dyspozycji, abyśmy stając w prawdzie mogli być nieustannie odświeżani w miłości, by nasza miłość była orzeźwieniem dla tych, do których nas chce posyłać Maryja. Mam tu na myśli wspomniany we wcześniejszym artykule “Kokpit” DPD – duchowy porządek dnia, mogący nam pomóc w sposób uczciwy stwierdzić, czy czasami nasza gorliwość i wynikająca z niej wierność nie stygną. Innym rodzajem specjalistycznego badania jakie nam proponuje Pani Ordynator jest codzienny rachunek sumienia. Precyzja tego badania jest niesamowita. Promieniami jakie nas prześwietlają, to miłość Jezusa i Maryi, wysyłana ze znakami zapytania, które można przetłumaczyć tylko w jeden sposób: czy miłujesz mnie więcej? Adamie, Ewo, Moniko, Elu, Dominiku, Maćku, czy miłujesz mnie? Wiemy, tak jak Piotr, że nie mamy się porównywać w miłości z innymi, bo chodzi o naszą miłość do Boga i Maryi. Miłość jest praktyczna i jest realizowana przez działanie, a nie emocje, które są pewnego rodzaju napięciem wewnętrznym, które może skłonić do podjęcia jakichś decyzji, ale nie musi, bo my decydujemy, komu dajemy posłuch. Wierze i miłości zakorzenionej w Bogu czy emocjom? Oczywiście Bóg może wykorzystać nasz świat emocji, aby nas pobudzić do jakiegoś działania, ale to wymaga uczciwego rozeznania. Im częściej i głębiej poddajemy swoją miłość prześwietleniu przez miłosierdzie Chrystusa, tym łatwiej i z coraz większą pewnością będziemy umieli rozpoznawać natchnienia Ducha Świętego.

Popatrzcie, jak zorganizowane są domy nasze, a zwłaszcza kuchnie. Wszystko ma swoje wyznaczone miejsce i każda Pani domu jednym rzutem oka jest w stanie stwierdzić, czy coś jest, albo czegoś brakuje i trzeba się o to postarać. W rzeczywistości doczesnej kupujemy, a w duchowej nabywamy przez praktykowanie. Jakby w kuchni wszystko leżało na przysłowiowej “kupie”, to marne szanse na utrzymanie wszystkich produktów w gotowości użycia, bo w tych na spodzie, to mogą sobie chodzić już robaczki, albo będą tak nieświeże, że po zaserwowaniu ich innym, możemy zobaczyć grymas na twarzach obdarowanych mówiący: co to ma być? Możemy mieć wrażenie, że mamy, albo że to tam było, ale przejrzystość jaką nam proponuje Szensztat pomoże nam opierać się na faktach, czyli twardo stąpać po ziemi w drodze do świętości. Maryi zależy, aby uporządkować nasze wnętrze, bo gdy sami zobaczymy, co posiadamy faktycznie oraz jakie pustki na niektórych półkach, to będziemy mogli podjąć starania, aby nabyć właściwe produkty, właściwej jakości i świeżości, dobre i smaczne, bo zaprawione miłością Boga. Choćby nawet miało się okazać, że na naszych półkach zalega ocet, jak za komuny, która nie była oparta na prawdzie, to nic nie szkodzi. W sakramencie uzdrowienia miłości, sakramencie pojednania, Trójca Święta może naszą miłość, tak jak ortopeda kości ponastawiać i uczynić w pełni sprawną i strawną, smaczną, mocą swojego Ducha Świętego, pożądaną i deficytową we współczesnym świecie. Maryja jest bogata hojnością Ojca i może nawet hurtem nas zaopatrzyć, jeżeli tylko zaczniemy rzetelnie pracować nad nabyciem właściwych sprawności – cnót i przestaniemy próbować nabić w butelkę dobrego Boga, który widzi, że ściemniamy. 

Prześwietlanie wymaga pokory, dlatego odczuwany taki, jakby dystans do tych form terapii duchowej. Nie dajmy się zwieść “świętemu spokojowi”, który jest jak terapia doraźna. Nie skazujmy na zapomnienie naszej biedy, bo Bóg w Maryi jest hojniejszy od największej nędzy. Uczciwe powiedzenie Jezusowi: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham i ja widzę, jak Ciebie kocham. Chcę bardziej, głębiej, więcej! Rumieńcem się okrywam, ale to Ty mnie przyodziej w siebie! – daje nam właściwą perspektywę miłości do Boga, Maryi, Kościoła i będzie nas pobudzać do czujności w pielęgnacji naszej miłości. Odwagi! Im bardziej przejrzyści, tym bliżej Jezusa i Maryi. Im bardziej pokorni w prawdzie i bezradności, tym bardziej skuteczni w apostolstwie. Czy nie o to chodzi? Będziemy wyzwoleńcami MTA, posłanymi i narzędziami ręku naszej Królowej w zdobywaniu dla Niej zastępów dusz. O takich wolnych wioślarzach Maryja marzy i do takiej wolności nas chce doprowadzić.  To jest pewne! Czy dasz się poprowadzić? Czy dasz się prześwietlić miłości Chrystusowej? Możesz być wolny w prawdzie. Moment prześwietlenia będzie momentem opalania się na wskroś w promieniach miłości Boga. Co ty na tą propozycje?

Aneta i Mariusz Borkowscy

Członkowie Ligi Rodzin – Archidiecezja Katowicka

Poprzedni wpis
Pielgrzymi winowskiego Wieczernika
Następny wpis

Podobne wpisy

keyboard_arrow_up