Trudna droga do beatyfikacji…

Trudna droga do beatyfikacji…

Zdjęcie Anna Szymczukiewicz       

W słoneczny poranek 3 maja 2022 roku nadeszła do Polski wiadomość, że, decyzją biskupa Trewiru, proces beatyfikacyjny ojca Założyciela został wstrzymany (tudzież zawieszony) na etapie diecezjalnym. To drugi cios dla Rodziny Szensztackiej po tym, którego dwa lata temu zadała Alexandra von Teuffenbach, publikując artykuł o rzekomych nadużyciach (seksualnych i władzy) ze strony ojca Kentenicha wobec sióstr Maryi.

Można pomyśleć, że to początek końca „przygody z beatyfikacją”. A można pomyśleć inaczej: że to nowy początek, lepszy początek; taki, którego pragnie Opatrzność. Czyż nie tak powinien pomyśleć każdy, kto należy do Rodziny Szensztackiej?

Trudna wiadomość o zawieszeniu procesu nadeszła do naszej polskiej rodziny w dniu 3 maja – w nasze największe maryjne święto Matki Bożej Królowej Polski; tak jakby Opatrzność od razu wysłała równoległą wiadomość, niczym otuchę: „Mater perfectam habebit curam et victoriam”, wszak Ojciec Założyciel wyraźnie uczył, by rękę trzymać na pulsie czasu, a ucho przy sercu Boga.

Puls czasu Kościoła wyznacza od paru lat rytm oczyszczenia duchowieństwa z grzechów nadużyć seksualnych. Oczyszczenie to idzie w dwie strony – ukarania winnych i (co mniej nagłaśniane) uniewinnienia niesłusznie oskarżanych i skazanych – tak jak to było w przypadku kardynała George’a Pella, który po ponad 400 dniach spędzonych w więzieniu został uniewinniony przez Sąd Najwyższy Australii z zarzutów molestowania seksualnego. Ufamy, że także dla Ojca Założyciela po kilkudziesięciu latach otwiera się nowa szansa na poznanie prawdy o jego rzekomych nadużyciach. My jako jego duchowe dzieci, jesteśmy spadkobiercami jego historii życia, która po tylu latach domaga się prawdy. Szensztat traktowany jest czasem jak „odrzucone dziecko” w Kościele. To dziecko ma prawo się bronić, a my wszyscy jesteśmy adwokatami tej sprawy (czynami i modlitwą).

Paradoksalnie wstrzymanie procesu beatyfikacyjnego otwiera nowe możliwości, gdyż zdjęta zostaje klauzula tajemnicy i, tak jakby, wszystko może zacząć się od początku. Dziś jesteśmy mądrzejsi o nowe doświadczenia. Czeka nas zatem mnóstwo pracy. „Pracuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie, a módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga” – powiedziałby św. Ignacy Loyola. My, ludzie Szensztatu, mówimy raczej: „Nic bez Ciebie, nic bez nas”.

Ojciec Założyciel był człowiekiem nietuzinkowym, wymykającym się dostępnym kategoriom. Wyzwaniem zatem będzie zgłębienie jego osoby na drodze procesu beatyfikacyjnego, dlatego proces ten prawdopodobnie będzie wymagał wybitnie interdyscyplinarnego podejścia, stanowiąc (być może) przedsięwzięcie bez precedensu w historii Kościoła.

             W odniesieniu do samych zarzutów wysnutych przez panią Alexandrę von Teuffenbach, a pochodzących z okresu weryfikacji dzieła Szensztackiego przez wysłannika Świętego Oficjum ojca Sebastiana Trompa SJ, wyłania się szereg istotnych pytań i spostrzeżeń wartych wzięcia pod uwagę przez wybitnie interdyscyplinarne gremium.

W obszarze prawa warto przeanalizować wiarygodność zeznań świadków podczas wizytacji Świętego Oficjum. Czy przesłuchania, prowadzone przez ojca Trompa, przebiegały wedle zasady swobody wypowiedzi i odpowiedzi, czy też odbywały się pod presją, naciskami, wymuszeniami? Czy protokołowano prawidłowo? Jaka była atmosfera przesłuchań? Czy przesłuchano samego ojca Kentenicha? Czy miał możliwość ustosunkowania się do zarzutów? Czy wysłuchano wszystkich stron podczas wizytacji? Czy była możliwość konfrontacji stron? Czy Ojciec Założyciel podejmował próby wyjaśnień? Jakie? Kiedy? Czy zachowały się pisma, listy, podania? Czy uszanowana została zasada domniemania niewinności? Czy decyzja o odłączeniu Ojca Kentenicha od Dzieła była realizacją wyroku, który zapadł w wyniku procesu sądowego (kościelnego), prowadzonego przez niezawisłych sędziów, czy też stanowiła wyłącznie arbitralną konkluzję z wizytacji, wysnutą wyłącznie przez wizytatora? Czy którykolwiek z zarzutów dotyczących nadużyć (seksualnych i władzy) był rozpatrywany sądownie przez sądy cywilne w Niemczech czy w USA? Jaki? Kiedy? Czy są akta sprawy? Czy zapadł wyrok? Jaki? Czy ojciec Sebastian Tromp SJ był bezstronny, niezawisły, czy obiektywnie ocenił Dzieło Szensztackie i osobę Założyciela? Czy ojciec Kentenich w jakikolwiek sposób sprzeciwił się postanowieniom dotyczącym jego osoby, a wynikającym z wizytacji? Na wiele pytań znamy już odpowiedzi, ale czy na wszystkie? Może warto zadawać je jeszcze raz i jeszcze raz, aby uzyskiwać odpowiedzi coraz pewniejsze, uzupełnione o nowe dostępne fakty?

W obszarze teologii na szczególną uwagę zasługuje osoba ojca Sebastiana Trompa SJ i jego domniemany osobisty stosunek do Dzieła Szensztackiego. Jak jako (prawdopodobnie) konserwatysta odniósł się do nowatorskiej propozycji w Kościele? Dzieło Szensztackie jednak było nowatorską propozycją w Kościele na pół wieku przed Soborem Watykańskim II, który nad kwestią uwspółcześnienia Kościoła pochylił się dopiero w latach 1962-65. Ojciec Tromp podczas Soboru należał do grupy konserwatystów. Na Soborze Watykańskim II pełnił funkcję sekretarza Przygotowawczej Komisji Teologicznej na specjalną prośbę papieża Jana XXIII, a później jako sekretarz Komisji Doktrynalnej pod przewodnictwem kardynała Alfredo Ottavianiego. Jego przygotowania – tzw. schematy – zostały odłożone na półkę, po tym, jak niektórzy ojcowie soboru zachodnioeuropejskiego zaapelowali do papieża Jana XXIII o całkowicie wolną debatę na wszystkie tematy. Karl Rahner uważał Trompa za groźnego teologicznego przeciwnika podczas debat soborowych i delikatnie zapewniał, że „[Tromp] myślał, że jego schematy będą po prostu potrzebowały błogosławieństwa ojców soboru i to będzie sobór. Ale wszystkie jego schematy zniknęły — ani jeden nie był dyskutowany”. Inni również sprzeciwiali się o. Trompowi. Na soborze do Karla Rahnera dołączył m.in. Joseph Ratzinger (przyszły papież Benedykt XVI).

Schematy o. Trompa chyba jednak nie zaginęły bezpowrotnie, gdyż ich obszerną analizę przeprowadziła pani Alexandra von Teuffenbach aż w trzech swoich publikacjach. Warto sprawdzić dzisiaj, po latach, to, co proponowali ojciec Tromp i ojciec Kentenich dla Kościoła; czy reprezentowali przeciwstawne spojrzenia na Kościół czy podobne? A może zachowały się jakieś dzienniki o. Trompa, w których zapisywał swoje przemyślenia z wizytacji?

Historia pokazała, że ojciec Kentenich został wezwany z Milwaukee do Rzymu w grudniu 1965, a na audiencję do Pawła VI został zaproszony kilka dni po zakończeniu Soboru. Rodzi się kolejne pytanie: czyżby dopiero posoborowy Kościół był gotowy na Ojca Kentenicha i jego nowatorską propozycję?

Historia pokazała także, że ojciec Sebastian Tromp umiera 8 lutego 1975 roku, a dwa dni później, czyli 10 lutego 1975 zostaje otwarty proces beatyfikacyjny ojca Kentenicha. Ręka na pulsie czasu, a ucho przy sercu Boga jakby nie potrafi usłyszeć w tym tylko przypadku.

W obszarze medycyny konieczna wydaje się weryfikacja życiorysów osób (konkretnych sióstr), których zeznania złożone podczas wizytacji obciążyły ojca Kentenicha. Chodzi zwłaszcza o wywiady dotyczące ich historii chorób, jeśli są dostępne, ale także o informacje, jak te siostry funkcjonowały psychicznie i społecznie, jaką miały opinię we wspólnocie? Być może możliwa będzie analiza treści zeznań przez biegłych psychiatrów pod kątem wiarygodności zeznań (ewentualne zaburzenia treści myślenia, niejasności w narracji, niedopowiedzenia, poziom szczegółowości, itd.).

W obszarze psychologii na uwagę zasługuje zagadnienie tzw. przeniesień /ang. transference, niem. die Übertragung/. Relacja w ramach kierownictwa duchowego oraz w ramach psychoterapii może wyzwalać silne mechanizmy przeniesieniowe, co oznacza, że osoba może idealizować bądź dewaluować osobę kierownika/terapeuty, a nawet emocjonalnie mylić go z kimś znaczącym (nawet z Bogiem). Zjawisko przeniesienia wyrasta na gruncie związku psychicznego – w wypadku terapii związek ten tworzą pacjent i terapeuta (choć zjawisko to występuje także poza terapią, we wszystkich stosunkach międzyludzkich – może zatem też obejmować osoby pozostające w kierownictwie duchowym: kierownik duchowy i osoba będąca w kierownictwie). Wśród treści nieświadomych szczególną rolę odgrywa przeniesienie na jedno z rodziców płci przeciwnej, zatem – w wypadku syna – na matkę, w wypadku córki zaś na ojca. Przeniesienie polega na tym, że pacjent/osoba będąca w kierownictwie rzutuje na terapeutę/kierownika duchowego swoje nieświadome myśli, uczucia, wyobrażenia, sprawiając, iż dochodzi do powstania tzw. „fantazji przeniesieniowej” – treścią tej fantazji może być to, że pacjent/osoba będąca w kierownictwie dostrzega w terapeucie/kierowniku duchowym np. swego ojca i tak też go traktuje, przenosząc nań uczucia, jakie ma względem ojca (a nawet Boga Ojca). Tym samym powstaje w trakcie terapii powiązanie odpowiadające pierwotnemu związkowi określane jako nerwica przeniesieniowa. Można założyć, że niektóre z sióstr mogły mieć silne przeniesienia na osobę Ojca Założyciela, spostrzegając go nieadekwatnie do rzeczywistości i przypisując nieadekwatne cechy, wymagania, oczekiwania, zachowania.

Ciekawe w tym kontekście jest to, że Ojciec Kentenich, zapytany, co zrobiłby, gdyby jednak nie został dopuszczony do święceń, miał odpowiedzieć, że byłby gotów zostać psychiatrą (?) albo terapeutą(?), w każdym razie kimś, kto w tamtych czasach pomagałby innym lepiej funkcjonować psychicznie (duchowo?). To świadczyłoby o jego gotowości i sile do niesienia pomocy innym na bardzo głębokim poziomie.

Warto zgłębić, czy Ojciec Kentenich proponował/narzucał/stawiał jako bezwzględny warunek własne kierownictwo duchowe, czy też był o nie proszony/czy też takowe mu proponowano/sugerowano; czy stawiał warunek, aby ktoś był pod jego kierownictwem duchowym, czy raczej wychodził na przeciw oczekiwaniom konkretnych osób, czy wspólnoty?

To tylko pewnie „mała garść” pytań dotyczących okoliczności, w jakich poddawano w wątpliwość osobę i Dzieło Ojca Józefa Kentenicha. Zawieszenie procesu beatyfikacyjnego daje wielką swobodę poszukiwań. Módlmy się gorąco, aby odpowiedzi szukali ci, których wskaże Opatrzność; aby to wybitnie interdyscyplinarne gremium było powołane przez Boga.

Dzieło Szensztackie trwa na świecie od ponad wieku pomimo ogromu przeciwności, które pojawiały się za życia Ojca Założyciela jak i po jego śmierci (zwłaszcza w ostatnich latach). Dzieło Szensztackie jest bogate wewnętrznie i ogromnie spójne, zatem prawda o nim niech będzie poznawana po owocach, które wciąż dojrzewają.  

Być może ten artykuł jest zbyt odważny, ale to o polskim narodzie ojciec Kentenich miał powiedzieć w Dachau: „ten naród jest srebrem”, a powszechnie wiadomo, że srebrem jest mowa a nie milczenie. Więc może trzeba nam dzisiaj odważniej mówić, używać odważniejszych słów, stawiać odważniejsze pytania, udzielać odważniejszych odpowiedzi. Być może to trudna droga do ważnej beatyfikacji i wielkiej kanonizacji, która zmieni oblicze Kościoła? A jeśli tak w istocie się stanie, to obecny trud jest po prostu konieczny, oczywisty i potrzebny – wielkie rzeczy nie rodzą się z byle czego, byle szybko i byle jak. Wielkie Boże dzieła rodzą się dzięki wielkiemu poświęceniu i wielkiej wytrwałości, dzięki odwadze i absolutnemu zawierzeniu – pokazał nam to Ojciec Założyciel a Mater perfectam habebit curam et victoriam!

Renata Kleszcz-Szczyrba

Poprzedni wpis
Włączenie się w koronację Matki Trzykroć Przedziwnej na Królową nowej Ewangelizacji Europy.
Następny wpis
Nasza Matko i Królowo wsław się!

Podobne wpisy

Kokpit

Wyobraźnie dzieci porusza widok chyba każdego samolotu, helikoptera, paralotni. Im niżej leci, tym dziecko dłużej z uniesioną i przytuloną do czoła dłonią wygląda powietrznego statku. Pamiętam, jak na osiedlu, na którym się…
CZYTAJ WIĘCEJ
keyboard_arrow_up