Znaczenie więzi z miejscem

„Znaczenie więzi z miejscem”

Każdy człowiek rodzi się i żyje w określonym miejscu. Być może nie zawsze się nad tym zastanawiamy, ale to, że żyjemy tu i teraz, w tym konkretnym miejscu, pośród konkretnych osób, wychowujemy się w konkretnej rodzinie to element Bożego planu wobec każdego z nas.  Pan Bóg powołuje nas, abyśmy wzrastali i przynosili owoc w bardzo skonkretyzowanej i określonej społeczności. Już od dnia narodzin jesteśmy nierozerwalnie związani z określonym społeczeństwem. To powiązanie, ta sieć wzajemnych relacji ma ogromne znaczenie dla naszego rozwoju, także w sferze duchowej. Środowisko, w którym żyjemy i rozwijamy się, z którym się identyfikujemy ma wpływ na nas, na dokonywane przez nas w życiu wybory, podejmowane decyzje. Jednocześnie społeczność, w której żyjemy daje nam poczucie wspólnoty. Wpływ ten nie zawsze jednak jest pozytywny. Zdarza się, że więzi i relacje, które powinny budować i rozwijać człowieka, czasami są dla niego destrukcyjne, dysfunkcyjne i prowadzą do głębokiego zranienia i zamknięcia w sobie. Niestety coraz częściej zdarza się, że człowiek zostaje w ogóle pozbawiony określonych więzi, relacji, których brak na określonym etapie jego rozwoju, rzutuje na całe jego życie np. brak więzi z jednym z rodziców na skutek rozwodu.

Każdy z nas do prawidłowego rozwoju psychicznego, fizycznego i duchowego potrzebuje relacji, więzi z drugim człowiekiem, ale przede wszystkim potrzebuje zakorzenienia w Panu Bogu.  Tylko właściwa relacja do Pana Boga, pozwala nam zachować i zabezpieczyć więzi z drugim człowiekiem, zgodnie z powiedzeniem – „jeśli Pan Bóg jest  w życiu na pierwszym miejscu, wówczas wszystko jest na właściwym miejscu”.

Ojciec Kentenich bardzo często zwraca naszą uwagę, że kryzys człowieka łączy się z kryzysem prawd religijnych. Człowiek odrzucając Boga, żyjąc tak, jakby Go nie było traci bowiem punkt ciężkości i przez to zamazaniu ulega obiektywy porządek rzeczy. Wszystko wówczas staje się względne. Prawda staje się względna, prawa natury stają się względne, biologia staje się względna. Stare prawdy, które niegdyś formowały ludzi, współcześnie często określane są mianem różnorakich fobii. Bardzo dostrzegalny jest w dzisiejszych społeczeństwach, szczególnie tych wysoko rozwiniętych,  brak nadprzyrodzonego, pełnego wiary widzenia świata. Dzisiejszy człowiek zagubił zdolność do wewnętrznego połączenia doczesności ze światem nadprzyrodzonym. Odnoszenia spraw naszego życia do Dawcy Życia – naszego Dobrego Boga. Człowiek zaczyna zajmować się sobą tak bardzo, że traci z oczu prawdziwy sens swego życia – zbawienie. Bez odniesienia do Pana Boga nie można tego sensu odnaleźć, gdyż jak mówił św. Augustyn „niespokojne jest serce moje dopóki nie spocznie w Bogu”.

Ten fakt głębokiej potrzeby zakorzenienia swego życia w Bogu, a także w relacji do drugiego człowieka obrazowo możemy sobie wyobrazić na przykładzie drzewa. Wyobraźmy sobie piękny, rozłożysty dąb, który rośnie pośród puszczy. Jego wzrost pozostaje w symbiozie w stosunku do pozostałych drzew, które są dla siebie niejako osłoną przed szkodliwymi czynnikami. Dąb taki zapuszcza głęboko korzenie, jest dobrze nawodniony, odżywiony. Rodzi wiele zdrowych żołędzi. Z drugiej strony przywołajmy sobie w wyobraźni obraz samotnej sosny, która rośnie gdzieś na wydmach. Jest nieustannie smagana wiatrem, wyginana i pozbawiona jakiejkolwiek osłony. Aby utrzymać się musi niejako poddać się wpływowi wiatru, w wyniku czego przegina się, często wygina w nienaturalnym kształcie, karłowacieje. Jej korzenie są odsłonięte, często są na wpół wyrwane z ziemi. Sosna rodzi szyszki, ale jest ich niewiele. Zbyt dużo energii przeznacza na przetrwanie w tych trudnych warunkach klimatycznych. Podobnie rzecz się ma z człowiekiem, który wzrasta bez zakorzenienia w Bogu, w nieprzyjaznym dla siebie otoczeniu. Brakuje mu punktu odniesienia, brakuje osłony i ochrony ze strony innych osób, brakuje mu relacji. Człowiek taki nie jest wytrzymały. Łatwo ulega zniechęceniu, łatwo się poddaje.

Ten obraz ukazuje nam jak bardzo w naszym życiu ważne jest zakorzenienie w Panu Bogu. Zwróćmy uwagę, że korzenia nikt nie widzi, nie eksponuje się go, ale z niego jest życie, z niego roślina ciągnie soki.  Korzeniem naszego życia duchowego jest przyjęcie i uznanie swojej roli dziecka w stosunku do Pana Boga. To uznanie z pokorą, ogromną wdzięcznością i miłością, że jestem umiłowaną córką/ umiłowanym synem Boga Ojca. Cóż to za radość mieć Boga za Ojca! Dopiero gdy rozpoznamy i uznamy swoją relację do Pana Boga możemy budować prawidłowe relacje do drugiego człowieka.

Rodzina, jako naturalna szkoła budowania więzi

Istnieje wiele dróg prowadzących do Pana Boga, ale najważniejszą z nich jest rodzina jako wspólnota miłości. Taka rodzina uzdalnia dziecko do przeżyć religijnych, ukierunkowuje na miłość Boga. W zdrowej rodzinie dzieci doświadczają bowiem zależności od rodziców jako zjawiska pozytywnego, a nie jako rodzaju przemocy.  Dziecko odnajduje bezpieczeństwo w dobru, sile i autorytecie rodziców. To w rodzinie dziecko uczy się budować więź z domem rodzinnym, z parafią, z ojczyzną. Właściwe przeżywanie więzi z rodzicami pozwala na prawidłowe budowanie więzi ojczystych. Więź z miejscem powstaje na skutek duchowych przeżyć. Coraz to nowe przeżycia, łącząc się z danym miejscem, budują z nim więź. Powtarzające się przeżycia związane z tym samym miejscem odzwierciedlają w najgłębszy sposób, czym jest dla człowieka dom. Małe dziecko potrzebuje dużo czasu, by przyzwyczaić się do nowej rzeczy. Przyzwyczajenia okazują się konieczne, by dziecko mogło zbudować więź z miejscem. Dziecko potrzebuje wiele czasu, by każdy kąt mieszkania okazał się mu bliski. Rodzice powinni budować atmosferę domu rodzinnego, eksponując te elementy, które budują duchową więź w rodzinie. Więź z domem rodzinnym z czasem rozszerza się poprzez związanie się ze środowiskiem: sąsiedztwem, szkołą, kościołem parafialnym. Mimo, iż to wszystko wydaje się takie oczywiste, to nie jest łatwo dzisiejszemu człowiekowi budować więzi z miejscem. Współczesny świat niejako wyrywa człowieka z jego naturalnego miejsca, z jego gniazda i zmusza do przyjęcia stylu życia „wędrowcy”.  Ma to oczywiście swoje konsekwencje, także, a może przede wszystkim dla duszy człowieka, jego duchowego rozwoju.  Człowiek wyrwany z miejsca, z którym wiążą się jego wspomnienia, przeżycia, doświadczenia ma bardzo dużą trudność by się zakorzenić, zadomowić w nowym miejscu. Często czuje się zagubiony w nowej rzeczywistości. Czasami człowiek dobrowolnie wybiera styl życia „wędrowcy”. W każdym przypadku odpowiedzią na trudność w budowaniu trwałych więzi, relacji z miejscem naszego życia jest głębokie zakorzenienie w Panu Bogu i odkrycie swojej relacji dziecka w stosunku do Boga Ojca. Zakorzenieni, zadomowieni w Bogu wszędzie jesteśmy u siebie. Zwróćmy uwagę, że jedną z łask, które otrzymujemy modląc się w naszych szensztackich sanktuariach, jest właśnie łaska głębokiego zadomowienia. Czyż nie czujemy się u Matki Bożej jak w domu? Zawsze przyjęci, zawsze zaakceptowani, zawsze kochani.

Więź z miejscem jako element przeżywania ojczyzny

Jak już mówiliśmy wcześniej – więź z domem rodzinnym staje się podstawą do przeżywania więzi z ojczyzną.  „Ojczyzna to przestrzeń, miejsce, dom. Ojczyzna budzi w nas szereg duchowych uczuć i wspomnień. Jest to coś jedynego w swoim rodzaju. Z ojczyzną jako miejscem są zawsze związane przeżycia duchowe. Bez takich przeżyć nie ma mowy o ojczyźnie. Obraz ojczyzny związany jest z wieloma osobami: mamą, tatą, rodzeństwem, sąsiadami. Ciepłe uczucia są podstawą do budzenia świadomości i przeżywania ojczyzny”.

o. Kentenich wyróżnia trzy rodzaje ojczyzny:

1. Ojczyznę fizyczną, która stanowi określone, wyodrębnione miejsce,

2. Ojczyznę psychiczną – wyodrębnioną przez określone przeżycia,

3. Ojczyznę metafizyczną, którą jest Królestwo Niebieskie.

Człowiek łączy się uczuciowo z danym miejscem. Ojczyznę przeżyciowo kojarzy z bezpieczeństwem, poczuciem pewności i opieki. Łącząc się z danym miejscem możemy to fizyczne, wyodrębnione miejsce traktować jako symbol naszego zakorzenienia w Panu Bogu, w którym w doskonały sposób odnajdujemy poczucie bezpieczeństwa.

Ojczyzna jest darem i zadaniem. Jako dar jest podarunkiem Bożym i łaską. Jak podkreśla o. Kentenich najpierw trzeba człowieka uzdolnić do więzi z ojczyzną w wymiarze fizycznym i psychicznym. Gdy to nastąpi wówczas przeżywanie ojczyzny w sensie metafizycznym będzie zdrowe. Łaska bowiem zawsze buduje na naturze. Aby ukochać Królestwo Boże, pragnąć Nieba, trzeba najpierw ukochać swoją ziemską Ojczyznę i czuć się z nią związanym. A miłości tej uczymy się w domu rodzinnym. Dlatego tak ważne jest, aby dzieci miały uczucia wdzięczności, czci i pietyzmu do własnego domu rodzinnego.

Brak więzi ojczystych prowadzi według o. Kentenicha do braku charakteru i moralności, do pustki duchowej i religijnej.  Stąd tak ważne jest zakorzenienie zarówno w ojczyźnie fizycznej, psychicznej, jak i metafizycznej.

Miłość do ojczyzny nie jest czymś, co wystarczy poświadczyć słowami. Miłość ta wymaga od nas konkretnych czynów – sumiennej pracy dla dobra ojczyzny, poświęcenia, oddania i szacunku. Wydarzenia ostatnich tygodni, gdy przeżywamy wszyscy to, co dzieje się na Ukrainie, unaoczniają czym jest miłość do Ojczyzny. Unaoczniają nam także jak bardzo trzeba dziękować Panu Bogu za swój dom, za to miejsce na ziemi, gdzie możemy czuć się bezpiecznie.

Świadectwo

Chciałabym podzielić się, w jaki sposób budujemy więź z sanktuarium domowym, jako miejscem wyjątkowym dla naszej rodziny.

Mieliśmy to wielkie szczęście, że naszą wspólną drogę małżeńską rozpoczęliśmy w Sanktuarium Przymierza na Górze Chełmskiej. Matka Boża nam pobłogosławiła i wysłała  na dalszą wspólną drogę.

Bezpośrednio po ślubie wyjechaliśmy z mężem do Warszawy. Początkowo czułam się zagubiona w tej nowej rzeczywistości. W moim mieście wszystko było mi bliskie, znane, a tutaj wszystko było nowe. Przerażało mnie tempo życia, które obserwowałam. Zdecydowanie nie czułam się dobrze w tym wielkomiejskim klimacie. Ale z upływem czasu doświadczałam, jak bardzo Matka Boża troszczy się o nasze codzienne sprawy, jak bardzo chce nam pomagać w przezwyciężaniu trudności. Jak bardzo pragnie, byśmy się zadomowili, znaleźli miejsce do budowania naszej rodziny.

W każdym miejscu, z którym się wiązaliśmy szukaliśmy zawsze oparcia w kościele. Więź z miejscową parafią, mimo, iż nie znaliśmy początkowo zbyt wielu ludzi dawała nam poczucie przynależności. Ostatecznie zamieszkaliśmy w Wesołej. Trafiliśmy tam w miejsce bardzo rodzinne, przyjazne. Dzięki otwartości ludzi szybko zżyliśmy się z parafią. Osiedle wojskowe jest miejscem bardzo charakterystycznym. Większość ludzi się dobrze zna. Nie jest to na pewno miejsce, w którym ktoś mógłby czuć się samotny i anonimowy. Stosunkowo szybko wrośliśmy w tę społeczność.

Równolegle z życiem parafialnym rozwijało się nasze życie we wspólnocie szensztackiej. Nasz wybór Szensztatu nie był przypadkowy. Ilekroć mieliśmy okazję, by przyjechać do Sanktuarium w Józefowie czy w Świdrze czuliśmy się zawsze jak w domu. Miejsca te były bliskie naszemu sercu. Przyjeżdżaliśmy na msze święte przymierza, na różne okazje i jubileusze, ale także bez powodu. Po prostu, żeby pobyć w cieniu sanktuarium, pomodlić się, zawierzyć Maryi nas i nasze dzieci. Szczególny wpływ na naszą więź z sanktuarium wywarło spotkanie z Państwem Fenelon, których mieliśmy okazję gościć w naszym domu. Świadectwo ich życia oraz przeżywania istoty sanktuarium bardzo nas poruszyło.

Więź, którą budowaliśmy z sanktuarium zaowocowała w nas pragnieniem założenia sanktuarium domowego. Oboje byliśmy zgodni, by zaprosić Matkę Bożą do naszego domu, by w nim królowała, by pomagała nam w wychowywaniu dzieci, by nas umacniała jako małżonków. Dla mnie sanktuarium domowe jest niczym tryskające źródło łask. W naszym przypadku stało się sercem, centrum naszego domu. Matka Boża króluje w nim, jako Królowa Pokoju i Wewnętrznej Przemiany. Mogę bez zbędnej przesady powiedzieć, że nasze sanktuarium domowe żyje. Jest miejscem naszej rodzinnej modlitwy, jest miejscem w którym wszystko robimy. Sanktuarium jest bowiem usytuowane nad stołem, w głównym pokoju. Każde nasze spotkanie przy stole odbywa się w obecności Matki Bożej. W naszym sanktuarium z biegiem lat, wraz z nowymi przeżyciami i doświadczeniami przybywa nowych elementów. Czuję jak bardzo Matka Boża zadomawia nas w swoim sercu, jak bardzo wspiera nas w przeżywaniu trudności, wyzwań, których nie jest przecież mało. Dzieci również czują więź z naszym domowym sanktuarium. Często proszą, by się za nie pomodlić przed jakimś ważnym wydarzeniem w szkole, przed egzaminami. Wokół naszego sanktuarium, na przestrzeni lat, udało nam się zbudować pewne, charakterystyczne dla nas zwyczaje. Nasz rodzinny sposób przeżywania sanktuarium w codzienności.

Sanktuarium jest miejscem naszej codziennej, rodzinnej modlitwy różańcowej. W Wielkim Poście, od wielu już lat, podejmujemy rodzinnie modlitwę 24 godzin Męki Pana Jezusa. Przed każdym ważnym wydarzeniem w rodzinie odmawiamy w naszym sanktuarium nowenny.  Staramy się przynosić Matce Bożej nasze wkłady do skarbca łask. Każdy element sanktuarium jest dla nas bardzo ważny, każdy jest symboliczny i niesie ze sobą pamięć o określonych wydarzeniach i przeżyciach. Dzieci również rozpoznają te elementy sanktuarium domowego, które są związane z ich ważnymi wydarzeniami. Cieszą się gdy je widzą  wyeksponowane z racji  przeżywanych rocznic.

Zadomowienie w sercu Matki Bożej, zadomowienie w sanktuarium było i jest dla nas wypełnieniem tej pustki, która powstała z racji przesiedlenia się w inne miejsce. Matka Boża pomaga nam tworzyć więzi z Panem Bogiem, z Nią oraz z innymi ludźmi. Gdy zapytałam ostatnio wszystkich członków naszej rodziny, czy nasz dom wyglądałby tak samo, gdyby nie było w nim sanktuarium, każdy odrzekł, że byłby pusty.

Modlitwa

Ukochana Matko, przez Twoje ręce dziękujemy Dobremu Bogu za nasz dom. Za to miejsce na ziemi, w którym możemy czuć się bezpiecznie, do którego zawsze możemy wracać. Ale przede wszystkim dziękujemy za to, że na zadomawiasz w swoim sercu.  Powierzamy w Twoje Matczyne ręce wszystkich, którzy musieli uciekać przed wojną, którzy zostali wyrwani ze swoich domów, pozbawieni bezpiecznej przystani.  Prosimy umacniaj ich wiarę i nadzieję, bądź dla nich Arką Schronienia.  Amen.

Magdalena i Dominik Szczudrawa

Poprzedni wpis
CZUWANIE MODLITEWNE RUCHU SZENSZTACKIEGO
Następny wpis
Kwadrans szlachetnych postaw

Podobne wpisy